czwartek, 28 marca 2024

Hejterski Przegląd Cykliczny #113

 Przyznam się wam szczerze, że w przeciągu ostatniego tygodnia „działo się” tak dużo, że nie bardzo wiedziałem od czego zacząć. Postanowiłem więc, że zacznę od tych tematów, o których było bardzo głośno, a potem przejdę do tych, o których głośno być powinno, ale nie było.

Na pierwszy ogień idzie więc temat Funduszu Sprawiedliwości. Od paru lat prawie wszyscy (poza tymi, którym nie pozwalała na to polaryzacja) wiedzą o tym, że Fundusz Sprawiedliwości został zmieniony w niemalże prywatną skarbonkę Ziobrystów. Ponieważ do niedawna Ziobryści sterowali ręcznie prokuraturą, nie mogło być mowy o tym, żeby owa prokuratura pochyliła się nad tym tematem. Była to po prostu jedna z wielu afer, które po opisaniu przez dziennikarzy nie miały żadnego ciągu dalszego. Ponieważ 15 października wyborcy podjęli taką, a nie inną decyzję, można powiedzieć (parafrazując klasyka), że jeżeli chodzi o prokuraturę, to „Ziobry już nie ma i te zwyczaje się skończyły”. Doszło do przeszukań w mieszkaniach Ziobry (i dwóch wiceministrów z Suwerennej Polski), doszło również do paru zatrzymań. Momentalnie podniosły się głosy (Ziobrystów i ich obrońców), że te przeszukania to jest w ogóle stalinizm, bo one są nielegalne, bo Ziobry przy nich nie było/etc. I w tym momencie dochodzimy do momentu, w którym mogę użyć jednego z moich ulubionych określeń, którym są „autograbie”. Tak się bowiem składa, że te wszystkie dywagacje na temat legalności przeszukania nie mają większego znaczenia. Nie mają, albowiem Zjednoczona Prawica w marcu 2016 dokonała zmian w prawie i dopuściła możliwość wykorzystywania w procesie karnym tzw. „owoców zatrutego drzewa” (czyli dowodów, które zostały pozyskane w sposób nielegalny).

No cóż. Tak to bywa, gdy się komuś wydaje, że będzie rządził do końca świata i jeden dzień dłużej. Nawiasem mówiąc, mam niejasne przeczucie, że ta konkretna zmiana (mam nadzieję, że dziennikarze będą pytali Ziobrystów o to, czy są dumni  z tego, że wprowadzone przez nich zmiany są używane przez ich następców) została wprowadzona po części dlatego, że Zjednoczona Prawica była przekonana o tym, że ich poprzednicy robili mnóstwo różnych wałów i dzięki tym zmianom łatwiej będzie ich dojechać. Jak się na to popatrzy z perspektywy czasu, to wychodzi na to, że znacznie ułatwili następcom dojechanie siebie samych. Wartym wspomnienia jest również ten szczegół, że do przeszukań (i całej tej akcji) doszło dlatego, że jeden z byłych podwładnych Ziobry złożył „obszerne wyjaśnienia”. Już po napisaniu tekstu moje oczęta ujrzały kolejny artykuł na temat afery z Funduszem Sprawiedliwości, w którym stoi, że obszerne wyjaśnienia złożył kolejny były już podwładny Ziobry. Wieść gminna niesie, że niebawem jeden z członków Suwerennej Polski (który był wiceministrem sprawiedliwości) może mieć smutną minę.

Do przeszukania doszło również w mieszkaniu posła Mejzy. Tu sprawa jest znacznie mniej spektakularna, albowiem okazało się, że Mejza najpierw w swoim oświadczeniu majątkowym nie uwzględnił jednego z mieszkań, które posiada, a następnie w złożonej przez siebie korekcie nie uwzględnił pomieszczenia, które było częścią tegoż mieszkania (o istnieniu tegoż pomieszczenia poinformował Wirtualną Polskę ten sam informator, który wcześniej poinformował redakcję portalu o mieszkaniu). Coś mi mówi, że słowo „informator” okaże niebawem jednym z najbardziej znienawidzonych przez Zjednoczoną Prawicę określeń. Nawiasem mówiąc, co prawda Mejza ma znacznie więcej na sumieniu, ale nieśmiało przypominam, że swego czasu Al Capone został „dojechany” za oszustwa podatkowe. Tak więc jestem dobrej myśli.

Dzisiaj (czyli w dniu, w którym zasiadłem do pisania tegoż Przeglądu) okazało się, że ABW we współpracy ze służbami innych krajów (w szczególności zaś z Czechami) przeprowadziła akcję, mającą na celu (w uproszczeniu) uszczuplenie zasobów dezinformacyjnych, które są w posiadaniu Rosji. W ramach tych czynności ustrzelono między innymi portal „Voice of Europe”. Konto o identycznej nazwie swego czasu wychwalało premier Beatę Szydło, Dominika Tarczyńskiego i całkiem sporo innych polityków (punktem wspólnym tych wypowiedzi była zawsze krytyka [przeważnie totalnie bezsensowna] Zachodu, Unii Europejskiej/etc.). No dobrze, ale może było tak, że „żodyn” wcześniej nie wiedział o tym, co to za zwierz to „Voice of Europe”? Pozwólcie, że oddam głos Wojciechowi Musze (Zjednoczono Prawicowemu mediaworkerowi), ale zanim to zrobię, przybliżę wam kontekst. Beata Szydło z właściwą swej kondycji intelektualnej delikatnością odniosła się do ataku w Manchesterze i wezwała Europę do „powstania z kolan”, bo w przeciwnym wypadku ta Europa będzie cały czas opłakiwać swoje dzieci.

Wypowiedź tę wrzucił na Ćwiter portal Voice of Europe (dodano do tego angielskie napisy). Do tejże wrzutki odniósł się mój ulubiony portal wPolityce. W artykule o łamiącym tytule (odstawić płyny): ”Internauci z całego świata chwalą wystąpienie premier Szydło. "Powinniśmy być mili dla Polaków, możemy chcieć tam wyemigrować" napisano między innymi: „Na profilu „Voice of Europe” na Twitterze, który prezentuje „wiadomości z serca Europy bez cenzury”, wystąpienie polskiej premier cieszy się ogromną popularnością.”. No dobrze, skoro kontekst już znamy, to mogę wam podrzucić wpis Wojciecha Muchy: „Naprawdę, nie cieszcie się tak, że "Voice Of Europe" jara się Polską. To rozpylacz kontentu spod znaku Russia Today, Sputnik i innych.”. Warto w tym miejscu wspomnieć o tym, że Mucha parokrotnie (na przestrzeni 6 lat) wspominał o tym, że VoE to element rosyjskiej dezinformacji. Po co w ogóle o tym wspominam? Ano po to, żeby pokazać, że od dawna było wiadomo czym jest ten twór i jakoś tak się złożyło, że polskie służby się nie garnęły do tego, żeby coś z tym fantem zrobić. Teraz zaś okazało się, że firma (tak, to była zarejestrowana firma) o nazwie „Voice of Europe” zarejestrowana była na Polaka (były funkcjonariusz BOR). Nie znamy szczegółów tego konkretnego międzynarodowego śledztwa, ale coś mi mówi, że polski w nim współudział raczej nie zaczął się pod panowaniem Zjednoczonej Prawicy. Ponadto, mam niejasne przeczucie, że to dopiero początek i że jeżeli chodzi o nasze polskie poletko (w kontekście wspierania rosyjskiej dezinformacji), to „będzie się działo”.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty

Dopiero po napisaniu powyższego kawałka dotarło do mnie, że o wiele bardziej adekwatne byłoby stwierdzenie, że już teraz się zaczęło „dziać”. W piątek (22-03-2004), na Onecie pojawił się artykuł (autorstwa Klementyny Suchanow), którego tytuł jest z gatunku selfexplanatory: „Antyaborcyjna międzynarodówka pod kuratelą Kremla. Ujawniamy e-maile grupy, w której działa Ordo Iuris”. Grupą tą jest tzw. „Agenda Europe”. Do przeczytania artykułu was gorąco zachęcam, a w ramach Przeglądu pozwolę sobie na telegraficzny skrót. Otóż, nasze ukochane Ordo Iuris (które niebawem powinno przejść rebranding i nazwać się Ordo Onuceris) współdziałało sobie z tym Agenda Europe od bardzo dawna (praktycznie od samego początku). Czym jest to AE? Otóż (również w telegraficznym skrócie) konglomeratem wszelkiej maści ciężkiego oszołomstwa z całej Europy, któremu to oszołomstwu nie przeszkadzało to, że w AE działają sobie Rosjanie (o których było wiadomo, że reprezentują jednego z rosyjskich oligarchów). Klementyna Suchanow wspominała o tym znacznie wcześniej i nawet została za to pozwana przez Ordo Iuris (chwalił się tym na Ćwiterze Jerzy Kwaśniewski [screen z tym wpisem opublikowano razem z artykułem]). Teraz zaś okazało się, że jest całkiem sporo „paragonów”, z których wynika, że Pan Jurek z Ordo Iuris po raz kolejny minął się z prawdą (z tym, że tym razem minął się z nią o kilka lat świetlnych). Tymi paragonami są, rzecz jasna, wiadomości. Gdyby nie kontekst, dość zabawne byłoby to, że Ordo Ouris okazało się zbyt hardkorowe nawet, jak na takie towarzystwo. Z maili wynika bowiem, że w czasie, w którym (w 2016) procedowano ustawę autorstwa OI (całkowity zakaz aborcji połączony z karaniem kobiet za dokonanie tejże) w AE dyskutowano zawzięcie na temat tego, czy aby ten projekt nie jest jednak zbyt ekstremalny. Jeden z panów z OI tłumaczył wtedy swoim rozmówcom, że inaczej się nie da i że to jest najlepsze wyjście. Narzekał także na to, że Episkopat również skrytykował ten projekt i na końcu swojego elaboratu dodał, że jego rozmówcy nie powinni go krytykować, tylko wspierać jego działania.

Dla nikogo zaskoczeniem na pewno nie będzie to, że po publikacji Pan Jurek z Ordo Iuris starał się tę sprawę obśmiać i nawet sobie żartował, że znowu tam jakieś ludzie piszą o tym, że „Ordo Iuris trzęsie światem”. Następnie dodał, że to wszystko jacyś ludzie od Sorosa. Znamienne jest to, że wpis Pana Jurka nie spotkał się ze szczególnie ciepłym przyjęciem. Ujmując rzecz innymi słowy: Panu Jurkowi w sukurs nie przyszła żadna z naszych rodzimych farm trolli, nie pojawił się tam również żaden ze Zjednoczono Prawicowych influencerów (sprawdzałem to przy pomocy mojego husarskiego konta, bo na swoim zwykłym mam bana od połowy „prawego” Eloneksa). Nie chciałbym z tego wyciągać zbyt daleko idących wniosków, ale można było odnieść wrażenie, że spora część „prawego” Eloneksa doszła do wniosku, że w zaistniałej sytuacji lepiej się za Panem Jurkiem nie wstawiać. Insza inszość to fakt, że jestem autentycznie ciekaw tego, jak potoczy się sprawa, którą OI (w ramach SLAPP) wytoczył Klementynie Suchanow. Jest to o tyle ciekawe, że do rozprawy jeszcze kawał czasu (ponoć pierwsza ma się odbyć w 2025 roku), a my już teraz wiemy, że jest ona dęta i są na to mocne kwity. Tak sobie myślę, że o ile OI przetrwa do tego czasu (co biorąc pod rozwagę „wiatr zmian”, który zaczyna z Polski wywiewać onucowy zapach, może być samo w sobie problematyczne), to pewnie jego reprezentanci pójdą w stronę jakichś rozkmin językoznawczych, z których będzie wynikało, że co prawda sobie dyskutowali z innymi ludźmi, ale członkami Agenda Europe to oni nie byli, bo z definicji tego słowa wynika, że...  Tak na sam koniec tych rozważań życzyłbym sobie i wam, żebyśmy w 2025 mogli pisać o Ordo Iuris wyłącznie w czasie przeszłym.

Niestety, nie możemy na tym zakończyć tematu skarpetosceptycznego, albowiem trzeba wspomnieć o tym, jak bardzo udało się zabłysnąć byłemu ambasadorowi w Niemczech, Andrzejowi Przyłębskiemu. Otóż, w konserwatywnym dzienniku (Junge Freiheit) przekonywał on o tym, że PiS to tak właściwie powinien współpracować z AfD, żeby razem z tą partią bronić Europy przed dominacją Francji i (sic!) Niemiec. Znamienne jest to, że na wypowiedź tą nie zareagował chyba nikt z prawicy. Niemniej jednak zrobiło się o niej głośno, bo zareagowali na nią ludzie, którzy nieszczególnie przepadają za AfD. W związku z powyższym Andrzej Przyłębski wdrożył protokół „damage control” i wystosował oświadczenie, z którym mogliśmy się zapoznać na łamach wPolityce. Co wynika z oświadczenia? W uproszczeniu: on tego nie powiedział, a poza tym to wyrwane z kontekstu. Co ciekawe, w oświadczeniu Przyłębski słowem nie zająknął się na temat fragmentu swojej wypowiedzi, w którym tłumaczył, że PiS i AfD mają zbliżone wartości. Zapewne stało się tak przez zwykłe przeoczenie. A to pech. Nieco zaś bardziej na serio. Ja rozumiem, że nie każdy musi wiedzieć o tym, czym jest AfD, ale były ambasador powinien to wiedzieć. Ponadto, powinien wiedzieć kiedy należałoby się zamknąć. Tak, wiem, mowa tu o człowieku, który został ambasadorem dlatego, że PiS miał krótką ławkę, a jego żona była towarzyskim odkryciem Prezesa, niemniej jednak nawet takie naczynie gospodarcze o szerokim zastosowaniu, zwykle służące do przenoszenia (przechowywania) płynów lub drobnoziarnistych materiałów sypkich, powinno „wiedzieć lepiej”.

Pewien były rektor pewniej bardzo znanej uczelni (chodzi o Pawła C. z Collegium Humanum), najprawdopodobniej chce „pójść w koronę” i zostać małym świadkiem koronnym. Jeżeli mam być szczery, to nieszczególnie mnie to dziwi. Temu Panu zaświecono w oczy bardzo wieloma zarzutami (a jak wiemy, sprawa jest z gatunku rozwojowych) i zapewne nie chciał się przekonać o tym, jak duża liczba znajdzie się w rubryce „odsiadka” po zsumowaniu tego wszystkiego. Mam niejasne przeczucie, że w nieodległej przyszłości nie będzie to odosobniony przypadek.

Przez nasze rodzime internety przewala się ostatnio dyskusja na tle składki na ochronę zdrowia. Przyznam się wam szczerze, ze z lekkim zdumieniem przyglądam się tej dyskusji. Nieśmiało przypominam, że parę lat temu po stronie opozycyjnej zapanował konsensus w kwestii tego, że ochrona zdrowia w Polsce jest srogo niedofinansowana (przekonaliśmy się o tym boleśnie w trakcie pandemii). Ta sama strona była również zgodna w kwestii tego, że nakłady na OZ należałoby zwiększyć. Sprzeciwiał się temu PiS, który w trakcie strajku rezydentów poszczuł na nich swoje media, które atakowały suwerena paskami pt. „młodzi lekarze żądają miliardów” (rzecz jasna, słowem się nikt nie zająknął na temat tego, że nie dla siebie tych miliardów chcieli). Potem PiS bawił się w kreatywną księgowość i, na ten przykład, chwalił się tym, że tyle i tyle % PKB przeznaczono na ochronę zdrowia, nie wspominając o tym, że te % to są obliczane z PKB z ubiegłego roku. No, ale to dygresja. Wróćmy do meritum. Czy ktoś może mi wytłumaczyć, w jaki sposób poprawić sytuację z niedofinansowaną OZ miałaby poprawić obniżka składek? Obniżki składek będą kosztowały budżet 4-5 mld złotych (które zostaną „dosypane” do NFZ). Mógłbym się w tym miejscu zacząć bawić w złośliwości i napisać trochę o tym, że podejście do nakładów na OZ uległo w magiczny sposób zmianie w momencie, w którym zmieniła się władza, ale zamiast tego pozwolę sobie to spointować pytaniem. Pytaniem, na które wszyscy sobie powinniśmy odpowiedzieć. Brzmi ono następująco: na czym nam bardziej zależy: na „tanim państwie”, czy też na państwie, które będzie działało sprawnie?



Źródła:

https://www.prawo.pl/prawnicy-sady/przeszukanie-u-zbigniewa-ziobry-uprawnienia-sluzb-waznosc-dowodow,526202.html

https://businessinsider.com.pl/wiadomosci/wzorowa-postawa-roman-giertych-ma-oferte/jybsfs3

https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,30832528,media-policja-przeszukala-mieszkanie-lukasza-mejzy-sprawdzaja.html

https://wiadomosci.onet.pl/kraj/kolejna-osoba-zeznaje-ws-funduszu-sprawiedliwosci-klopoty-moze-miec-zona-zbigniewa/x7x08sy

https://www.o2.pl/informacje/czesi-rozbili-szpiegowska-siatke-jest-watek-polski-7010765599788000a

https://www.wprost.pl/kraj/10056334/mocne-slowa-szydlo-w-sejmie-dokad-zmierzasz-europo-powstan-z-kolan-i-obudz-sie-z-letargu.html

https://twitter.com/WojciechMucha/status/874707364401860609

https://twitter.com/Disinfo_Digest/status/878936783253274625

https://twitter.com/WojciechMucha/status/1277916667306221569

https://twitter.com/WojciechMucha/status/1733906241800319345

https://twitter.com/KSuchanow/status/1771124419756212362

https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/antyaborcyjna-miedzynarodowka-ujawniamy-e-maile-grupy-w-ktorej-dziala-ordo-iuris/0f1j2ln

https://twitter.com/jerzKwasniewski/status/1771136033348104353

https://wpolityce.pl/polityka/686305-oswiadczenie-prof-przylebskiego-w-sprawie-wywiadu

https://jungefreiheit.de/pressemitteilung/2024/polens-ex-botschafter-andrzej-przylebski-polens-konservative-sollten-eine-art-allianz-mit-der-afd-anstreben/

https://wyborcza.biz/biznes/7,147880,30818398,rzad-podal-szczegoly-obnizki-skladki-zdrowotnej-dla-przedsiebiorcow.html

czwartek, 21 marca 2024

Hejterski Przegląd Cykliczny #112

Niniejszy Przegląd zacznę od tematu, który mnie striggerował mnie do tego stopnia, że się nawet przez moment zastanawiałem nad tym, czy przypadkiem nie poświęcić mu osobnego tekstu, ale potem uznałem, że jednak nie warto. Otóż. Na Kanale Zero odbył się ostatnio twór debatopodobny na temat aborcji. Bardzo szybko okazało się, że padł tam argument, który odebrał smak kapuczinie Krzysztofa Stanowskiego. Pozwolę sobie zacytować jego wpis (a wy zapnijcie pasy, bo będzie trzęsło): „Nie wiem, czy ta debata będzie na moje nerwy, skoro na dzień dobry jedna pani powiedziała - zapewnie słusznie, ale jakoś jednak totalnie nie na miejscu - że zabieg aborcji jest bezpieczniejszy niż wyrywanie zęba mądrości.”. Ja mam tylko jedno pytanie: czemu ten argument miałby być niby „nie na miejscu”? „Debata” dotyczyła aborcji, która jest zabiegiem medycznym. Uczestniczka tejże „debaty” wypowiedziała się w kwestii bezpieczeństwa tego zabiegu i porównała go z innym zabiegiem. Co tu jest „nie na miejscu”? Jedyna przyczyna, dla której komuś to porównanie może się wydać „nie na miejscu” to fakt, że ten ktoś jest przeciwnikiem prawa wyboru, bo wtedy zamiast skupić się na kwestii bezpieczeństwa zabiegu medycznego, skupia się na zupełnie innych kwestiach (bo aborcja nie jest dla takiej osoby zabiegiem medycznym). Nawiasem mówiąc, nie byłbym sobą, gdybym w tym miejscu nie wspomniał o tym, że to porównanie mogło zostać uznane z karkołomne z innej przyczyny. Otóż, aborcja farmakologiczna odbywa się przeważnie w domu, a jeszcze się nie spotkałem z sytuacją, w której ktoś sam sobie usunął ząb mądrości. Nieco zaś bardziej na poważnie, to ta awersja do mówienia o bezpieczeństwie bierze się również stąd, że przeciwnicy prawa wyboru prowadzą wielotorową kampanię dezinformacyjną i jednym z jej elementów jest straszenie kobiet tym, że aborcja wcale nie jest dla nich bezpieczna. Nie powinno więc nikogo dziwić to, że tego rodzaju porównania wywołują u tych ludzi dość nerwowe reakcje.

Temat tego nieszczęsnego wyrobu debatopodobnego o aborcji wymaga drugiego akapitu. Czemu? Ano temu, że jedną z zaproszonych tam osób była pani z Ordo Iuris. I wiecie, ja rozumiem, że to lekarka (i to z tytułem naukowym), ale ona nie została zaproszona do KZ, żeby reprezentować tam ginekologów. Została tam zaproszona dlatego, że jest związana z Ordo Iuris. Ktoś najprawdopodobniej doszedł do wniosku, że zaproszenie kogoś z organizacji, która (pośrednio) doprowadziła do pierwszych Czarnych Protestów w Polsce (to oni właśnie wyprodukowali ustawę, przeciwko której protestowano) zrobi Kanałowi Zero dobrze na zasięgi. Ja rozumiem, że w 2016 roku (gdy Sejm procedował ustawę autorstwa wyżej wymienionego instytutu) można było nie wiedzieć kim ci ludzie są i zapraszać ich do mediów. Ale teraz mamy rok 2024 i absolutnie każdy, kto choć trochę interesuje się polityką wie, co to za organizacja i jakie ma powiązania. Ci ludzie powinni mieć w polskich mediach absolutny no platform. Nawiasem mówiąc, zaproszenie kogoś z tej organizacji do „debaty” o aborcji można by przyrównać chyba tylko i wyłącznie do zaproszenia rosyjskiego dowódcy do debaty na temat wojny w Ukrainie. Parafrazując klasyka: to jest jakoś jednak totalnie nie na miejscu. Może gdyby Stanowski (albo Mazurek) pomyśleli sobie, że Ordo Iuris to coś w rodzaju Natalii Janoszek byliby bardziej ostrożni i może nawet zrobiliby jakiś pobieżny research na temat tej organizacji? (Edit. Już po napisaniu powyższego kawałka okazało się, że do jednego z kolejnych odcinków na swoim kanale Stanowski zaprosił Rafała Ziemkiewicza. Ja tu zaczynam dostrzegać pewną prawidłowość, ale może po prostu jestem uprzedzony).

Idźmy dalej. Doczekaliśmy się w naszym kraju czegoś w rodzaju progresu i pewne zachowania, które jeszcze jakiś czas temu przechodziły bez echa, są teraz piętnowane. Chodzi mi, rzecz jasna, o kejs giftpolu. Jakiś czas temu jedna internautka (do niedawna mógłbym napisać Ćwiternautka, ale teraz byłoby to coś w rodzaju „Eloneksiary”, a to już chyba trochę obraźliwe) opisała na Eloneksie to, jak została zwolniona przez Skype. Na udostępnionym screenie widać było, że jej (były już) szef zachował się jak wybitny przedstawiciel kultury Januszexu. Ów szef przekonał się o tym, że jak już coś wkurzy zbiorowy umysł internetowy, to ów zbiorowy umysł potrafi bardzo szybko dojść do tego, kto go wkurzył. Ustalenie nazwy firmy nie trwało długo. Zirytowało to byłego szefa internautki, który zaczął jej wygrażać odpowiedzialnością karną za to, że „jest hejt na firmę”. Eloneksową sekundę później prawie wszyscy prawnicy, którzy mają konta na Eloneksie poinformowali go o tym, że jakoś tak się składa, że nie bardzo ma podstawy do tego, żeby kogokolwiek pozwać. Potem zaś nastąpiło to, co zawsze następuje w sytuacjach, w których ktoś, kto nigdy nie powinien reprezentować firmy (nawet swojej) „na zewnątrz” ową firmę reprezentuje, tym czymś jest absolutny chaos informacyjny.  Firma (czyli Pan Dariusz, bo przecież nawet jeżeli jest tam jakiś dział PR, to nie on był odpowiedzialny za te reakcje) przeprosiła tych, którzy poczuli się dotknięci, w międzyczasie próbowała monetyzować ten swój fakap (poprzez sprzedaż koszulek), były również próby „obśmiania” całej sytuacji i tak dalej i tak dalej. Na szczególną uwagę zasługuje to, że w ramach tego chaosu w pewnym momencie uraczono wszystkich czymś-w-rodzaju-oświadczenia, z którego wynikało, że hejterzy to se mogą hejtować, bo nie ważne, że o firmie Pana Dariusza (giftpol) mówią źle, ważne że mówią. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że zachowanie Pana Dariusza było na tyle spektakularne, że jeździli po nim praktycznie wszyscy bez wyjątku.

Zdarzało mi się już parokrotnie wspominać o tym, że przedstawiciele byłej już władzy nie do końca są w stanie się pogodzić z tym, że trochę się pozmieniało i nie mają już takiego wpływu „medialnego” na suwerena, który mieli w czasach, w których dysponowali kluczykami do TVP i Polski Press. Ujmując rzecz nieco inaczej, nie przyzwyczaili się jeszcze do tego, że teraz już nie będą mogli aż tak bardzo bezczelnie kłamać. Przekonał się o tym Mariusz Błaszczak, który rozpisał się na swoim Eloneksowym koncie na temat tego, że ta nowa władza jest zupełnie do niczego, bo z pół miliarda euro, które było przeznaczone na program mający na celu przyśpieszenie produkcji amunicji, polskie firmy dostały 2.1 miliona euro. „Za starych czasów” przekaz Błaszczaka pewnie wjechałby do wszystkich możliwych kanałów, którymi dysponowała Zjednoczona Prawica i wgryzłby się ludziom w głowy, zanim ktokolwiek zdążyłby zareagować. Ponieważ kiedyś to były czasy, a teraz już nie ma czasów, bardzo szybko okazało się, że Błaszczak (po raz kolejny) zastosował manewr, który można nazwać „autograbiami”. Z jego wpisu prawdą było tylko i wyłącznie to, że faktycznie na cały ten deal z amunicją było pół miliarda i faktycznie polskie firmy dostały 2.1 miliona. Cała reszta (tak więc „wina Tuska”) to były po prostu bezczelne kłamstwa. W telegraficznym skrócie: termin składania wniosków na to dofinansowanie upłynął 13 grudnia (tak więc dokładnie w dniu, w którym zaprzysiężony został nowy koalicyjny rząd (co prawa można to było zrobić wcześniej, ale nie po to Andrzej Duda ma swoje prerogatywy, żeby odrywać swoich kolegów z prawicy od stołków). Poza tym, polskie firmy złożyły wnioski o dofinansowanie w wysokości 11 mlionów euro. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że z wypowiedzi specjalistów wynika, że nie mogliśmy liczyć na więcej ze względu na ograniczone moce produkcyjne polskich firm. Sprawa jest na tyle jednoznaczna, że na jej tle doszło do konfliktu między Mastalerkiem, który był łaskaw przejechać się po Błaszczaku i mu uprzejmie wytłumaczył, że nie mogliśmy dostać 27 milionów jak Węgry, ponieważ wnioskowaliśmy o 11 milionów. Niezrażony rzeczywistością Błaszczak nie przestał opowiadać o tym, że to wszystko przez Tuska i nową koalicję. Ciekaw jestem, czy przyczyną tego, co się stało, było typowe PiSowskie zarządzanie (które w momencie, w którym można było zacząć składać wnioski [18 paźdiernika 2023] słaniało się na nogach po wyborach parlamentarnych), czy też była to celowa robota, tzn. specjalnie składano wnioski o tak małe kwoty, żeby potem mieć (wybaczcie suchar) amunicję do walki z nowymi władzami.

Zapewne pamiętacie o tym, jak to do Polski z gospodarską wizytą wleciała rosyjska rakieta, której potem nikt jakoś specjalnie nie szukał i dopiero po jakimś czasie znalazła ją jakaś osoba, która sobie akurat obok na koniu przejeżdżała? Okazuje się, że są kwity, z których wynika, że Błaszczak doskonale wiedział o tej rakiecie, ale po prostu uznał, że skoro nigdzie nic nie wybuchło, to nie ma co się przepracowywać i lepiej o sprawie nie wspominać. Błaszczak się odgryzł i tłumaczył, że on podtrzymuje to, co wcześniej powiedział (a powiedział, że nie został o niczym poinformowany przez wojsko [ciekawym, czy wojskowi już wtedy zdali sobie sprawę z tego, że tak w praktyce wygląda w wykonaniu Zjednoczonej Prawicy implementacja hasła „murem za polskim mundurem”]). Nie wiem, komu wy wierzycie w tej konkretnej kwestii, ale ja chyba jednak Błaszczakowi, ponieważ nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się publicznie kłamać (a on sam jest jednym z najbardziej prawdomównych polityków Zjednoczonej Prawicy).


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty

W poprzednim Przeglądzie wspominałem o tym, że jeden z byłych polityków Polski 2050, Adam Gomoła, ma problemy wywołane tym, że został nagrany w trakcie składania jednej osobie nie-do-końca-legalnej propozycji. Wspominałem również o tym, że Gomoła w tym samym dniu, w którym wrzucałem Przegląd, ma się pojawić w TVN i zapowiedział, że opowie „jaka jest prawda”. Zastanawiałem się nad tym, czy przypadkiem nie będzie tak, że Gomoła postanowi pociągnąć za sobą jeszcze parę osób (bo w to, że w jakiś magiczny sposób okaże się, że to, co go spotkało to nie jego wina/etc. nie chciało mi się wierzyć jakoś szczególnie). A potem okazało się, że w sumie to nie było na co czekać, bo Gomoła w programie opowiadał o tym, że tak właściwie to on jest w tej sprawie ofiarą, że prowokacja/etc. W tym samym dniu zrobił coś, czego nie zrobiłby absolutnie nikt chcący zachować swoją wiarygodność: poszedł do Zbigniewa Stonogi. Parę dni później opowiadał o swojej krzywdzie w Polsacie. Co łączy te wszystkie wystąpienia? To, że była to po prostu najzwyklejsza w świecie mowa-trawa. Nie było tam żadnych łamiących wiadomości, Gomoła nie przyniósł ze sobą do telewizji jakichś „paragonów”, z których wynikałoby, że jest niewinny (albo, że zawinił kto inny [rym niezamierzony]). Gwoli ścisłości, zaczynam podejrzewać, że Adam Gomoła chyba nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, jak duże może mieć problemy. Jego zachowanie świadczy bowiem o tym, że chyba wierzy on w to, że absolutnie nic mu się nie stanie. Dowodem na to może być to, w jaki sposób zareagował na to, że jego byli partyjni koledzy zaczęli opowiadać o tym, że o tych pieniądzach dla firmy jego współpracowniczki to oni słyszeli już wcześniej, ale wtedy chodziło o większą kwotę (30 tysi zamiast 20), mogliśmy się również dowiedzieć tego, że Gomoła nie chciał powiedzieć kto miałby być darczyńcą. Jak na to zareagował Gomoła? Zaczął tłumaczyć, że on nie może mówić o rozmowach na forum zarządu, bo jego i jego byłych kolegów wiąże tajemnica, którą się związali wchodząc do gremiów zarządzających partią. Tego rodzaju zachowanie miałoby trochę sensu (bardzo niewiele, bo pomagałoby na krótką metę), gdyby wszyscy ci ludzie zachowali milczenie, ale jeżeli część z nich (bardzo chętnie) dzieli się informacjami, to jest to cokolwiek bezsensowne.

Nie tak dawno temu do debaty publicznej wjechała informacja o tym, że są nagrania, których głównymi bohaterami byli Adam Burak i Daniel Obajtek. Parę dni temu okazało się, że tych nagrań jest więcej (a z zajawek, które pojawiły się na Eloneksie wynika, że to chyba będzie takie trochę neverending story teraz). Zanim przejdę do meritum, krótka dygresja. Przy okazji „zrzutu” poprzednich nagrań tłumaczono, że CBA podsłuchiwało Adama Buraka i Obajtek został nagrany przy okazji. No i wszystko fajnie, ale w najnowszych nagraniach bohaterami byli Obajtek i Piotr Nisztor (który wyróżniał się nawet na tle PiSowskich influencerów), a Adam Burak tam się chyba gościnnie pojawił w pewnym momencie (o ile mnie pamięć nie myli). No i teraz nie wiadomo, który z panów z duetu Nisztor-Obajtek był podsłuchiwany przy tej konkretnej okazji. W artykule na Onecie pojawiło się info, że podsłuch założono w gabinecie Obajtka, ale w sumie to nie wiadomo jak było, bo jak się za moment okaże, Nisztor również mógł być podsłuchiwany ze względu na to z czym przyszedł. A przyszedł po pierwsze po to, żeby Obajtek załatwił pracę jego żonie i ojcu (Obajtek obiecał, że się tym zajmie, bo będzie robił reorganizacje i może kogoś wywali przy jej okazji [kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że robotę, owszem, dostali oboje]). Po drugie przyszedł z informacjami o tym, że jakby co, to on ma nagrania obciążające odpowiedzialnością za aferę getback (piramida finansowa) wysoko postawionych polityków Zjednoczonej Prawicy. Obajtek skomentował to tak, że takie „kwity” to są dobre i nie powinno się ich zanosić do jakichś służb, tylko używać ich w charakterze karty przetargowej. Wrócę tu na moment do kwestii podsłuchu: jeżeli ktoś wiedział o tym, że Nisztor ma te nagrania, to ten ktoś mógł podjąć decyzję o tym, żeby go „posłuchać”, by sprawdzić, co będzie chciał z nimi zrobić.

Nawiasem mówiąc, przejawem dziejowej sprawiedliwości jest to, że wszyscy mogli zapoznać się z nagraniami, w których wystąpił Nisztor, bo to on zaniósł nagrania z „Sowy i Przyjaciół” do „Wprost”, no ale to dygresja. Dość zabawne były reakcje obu panów. Pierwszy z nich (Obajtek) oburzał się straszliwie i tłumaczył, że to skandal, że ktoś nagrywał prezesa takiej spółki jak Orlen, ale jeszcze większym skandalem jest to, że ktoś to zaniósł do „dziennikarzy”. Być może mam słabą pamięć, ale nie przypominam sobie, żeby Obajtek się jakoś specjalnie oburzał w czasie, w którym TVP non stop otwierało piwniczkę z nagraniami, gdy trzeba było przykryć ten, czy inny sukces poniesiony przez Zjednoczoną Prawicę. Z Nisztorem sprawa jest o wiele bardziej zabawna, bo ten po prostu udostępnił wpis jednego z członków Ordo Iuris, który klarował na Eloneksie, że te podsłuchy to pewnie były nielegalne i że nie powinno się ich publikować, bo nie wiadomo kto podsłuchiwał/etc. Na sam koniec tych rozważań nagraniowych zostawiłem sobie jeszcze jedną kwestię. Otóż. Okazało się, że Daniel Obajtek najprawdopodobniej był łaskaw złożyć fałszywe zeznania twierdząc, że on się w sumie wcale nie zna z Nisztorem (który gościł w jego gabinecie Orlenowskim 72 razy). Jedyne, co można powiedzieć w takim momencie to „chwilo trwaj”.

Jeszcze do niedawna wydawało się, że afera związana z Collegium Humanum jest dość „jednowymiarowa”. Tzn. byli sobie ludzie, którzy chcieli za pół darmo i niewielkim (czytaj: żadnym) wysiłkiem ogarnąć sobie MBA i było sobie Collegium Humanum, które wyszło naprzeciw tym oczekiwaniom. Tyle, że teraz się okazuje, że w całej tej sprawie jest również (uwaga, zaraz będziecie zdziwieni swoim brakiem zdziwienia) rosyjski trop. Tl;dr rektor Collegium Humanum, zupełnym przypadkiem, całymi latami obracał się w towarzystwie mocno skarpetosceptycznym, a uczelnie zagraniczne (które zajmowały się ogarnianiem takich samych dyplomów za pół darmo) były zakładane za rosyjskie pieniądze. O tym, że Collegium Humanum współpracowało z uczelniami w Białorusi i Rosji wspominać chyba nie trzeba, prawda? (współpraca trwała w najlepsze już po tym, jak Rosja rozpoczęła wojnę hybrydową z Ukrainą). To jest bardzo wielowątkowa sprawa i jeżeli ktoś chce o tym poczytać więcej (i to DUŻO więcej), to linki do artykułów Anny Mierzyńskiej w Źródłach będzie mógł znaleźć. Pytaniem, które należałoby sobie postawić w kontekście tych wszystkich ustaleń jest pytanie o to, czy ta niska cena za ogarnięcie dyplomu MBA nie miała na celu zgromadzenia w jednym miejscu dużej liczby nie za bardzo rozgarniętych decydentów (i osób, którym te dyplomy były potrzebne do pracy w SSP/etc./etc.). Nie jestem jakimś specjalnym fanem teorii spiskowych, ale biorąc pod rozwagę to, co wiemy na temat tego, w jaki sposób działają Rosjanie, brzmi to bardziej niż prawdopodobnie i mam nadzieję, że odpowiednie służby będą badały ten scenariusz.


Źródła:

Ta pani została zaproszona do „debaty”

https://ordoiuris.pl/dr-hab-n-med-prof-nadzw-wum-ewa-dmoch-gajzlerska

https://twitter.com/PiknikNSG/status/1770764347221889319

https://natemat.pl/547157,sprawa-graficzki-zwolnionej-przez-skype-giftpol-przeprasza

https://konkret24.tvn24.pl/polityka/afera-o-pieniadze-na-amunicje-kalendarium-wydarzen-st7827768

https://defence24.pl/polityka-obronna/blaszczak-wiedzial-o-rakiecie-wiceszef-mon-ujawnia

https://wydarzenia.interia.pl/raport-wybory-samorzadowe-2024/news-adam-gomola-i-propozycja-na-30-tysiecy-kulisy-konfliktu-w-po,nId,7402190

https://opole.wyborcza.pl/opole/7,35086,30798774,komentarze-po-wywiadzie-adama-gomoly-ws-afery-pan-posel.html

https://twitter.com/K_Izdebski/status/1768384816662151519

https://twitter.com/BartoszLewand20/status/1768369995120054520

https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,30806979,do-prokuratury-wplynelo-zawiadomienie-na-daniela-obajtka-mial.html

https://wiadomosci.dziennik.pl/media/artykuly/462984,piotr-nisztor-dziennikarz-od-afery-podsluchowej-wprost-kim-jest-piotr-nisztor.html

Życzliwy internauta przypomina wpisy Nisztora dotyczące innych taśm:

https://twitter.com/jozefmoneta/status/1768493073997132171

Artykuły Mierzyńskiej o CH

https://oko.press/tajemnice-collegium-humanum

https://oko.press/collegium-humanum-moskwa-pzpr-rektor

czwartek, 14 marca 2024

Hejterski Przegląd Cykliczny #111

Zacznę od tematu, o którym ostatnio było dość głośno. Otóż obecny capo di tutti capi Kościoła, identyfikujący się jako „papież Franciszek”, z uporem godnym lepszej sprawy dba o to, żeby jego pontyfikat był utożsamiany z onucą. Parę miesięcy po wybuchu wojny stwierdził, że w sumie to tak do końca nie wiadomo, kto tam jest winny z tą wojną, bo NATO szczekało u drzwi Rosji. Swoją drogą, znamienne jest to, że onuce zawsze patrzą na to z jednej strony. To nigdy nie jest tak, że Rosja robi coś złego – wszystkiemu winne jest zawsze NATO. A przecież równie dobrze można by było powiedzieć, że to Rosja szczeka u drzwi NATO. Znamienne jest również to, że żadna z tych osób nie wystosowuje odezw do Rosji i nie tłumaczy, że no Władimirze Władimirowiczu, Rosja nie ma szans w starciu z państwami NATO, nie powinieneś mówić i robić rzeczy, które to NATO (nieśmiało przypominam, że w rosyjskich narracjach Pakt Północnoatlantycki jest bardzo, ale to bardzo agresywny) prowokować! No, ale to dygresja. Parę dni temu Franciszkowi udało się podbić stawkę i tym razem niemalże wprost wezwał Ukrainę do poddania się. Co ciekawe, nie wystosował takiej samej odezwy do Rosji i nie zwrócił się do niej z apelem o to, że może by się tak jednak wycofała z tej Ukrainy albo coś w ten deseń. Ciekaw jestem, czy te apele biorą się stąd, że Franciszek jest po prostu prorosyjski, czy mają swoją genezę w skrajnej naiwności człowieka, któremu się wydaje, że jak się przed Rosją ktoś cofnie, to Rosja to uszanuje. Śmiem twierdzić, że raczej chodzi o bramkę numer jeden, bo ciężko po aneksji Krymu (i „ciągu dalszym”) wierzyć w dobrą wolę Putina. Co zrozumiałe, Franciszek został za swoje słowa (eufemizując) skrytykowany. A ja sobie myślę, że to by była bardo dobra pora na to, żeby sobie porozmawiać ze Stolicą Apostolską o zmianach w konkordacie, bo lepszej okazji niż papież-onuca chyba nie będzie.

Parę dni temu Wprost opublikował najnowszy sondaż zaufania do polityków. Moją uwagę zwrócił już sam tytuł, bo stało tam „wysoka pozycja Jakiego”. Jak wszyscy doskonale wiecie, Doktor Chłopak z Biedniejszej Rodziny ma specjalne miejsce w moim serduszku, tak więc zacząłem się zastanawiać, „jak znaleźliśmy się w punkcie, w którym Jaki ma najwyższy słupek zaufania spośród wszystkich polityków Zjednoczonej Prawicy?” A potem się wczytałem w artykuł i oczęta me ujrzały nazwę sondażowni: CBM Indicator. Sondażowania ta jest mi (i zapewne sporej części z was) doskonale znana, bo to oni współtworzyli pewien „raport” o młodzieży, z którego wynikało, że młodzież się nam zrobiła bardzo, ale to bardzo konserwatywna. Jednakowoż, nie było to jedyne dokonanie tejże sondażowni, bo swego czasu „wychodziło” jej z badan, że Warchoł (Solidarna Polska) wygra wybory w Rzeszowie, Patryk Jaki może pogonić Trzaskowskiego w Warszawie, a Solidarna Polska (teraz Suwerenna Polska) może samodzielnie wejść do Sejmu. Eufemizując: tak wysoki słupek zaufania do Jakiego nie budzi mojego zaufania, jeżeli weźmiemy pod rozwagę wcześniejsze dokonania tej konkretnej sondażowni.

Skoro zaś poruszony został temat sondażowni, to przejdziemy do innego sondażu. Dosłownie kilka dni temu „Do Rzeczy” wrzuciło w internety sondaż na temat poparcia Polaków dla UE, który opatrzyli tytułem „coraz więcej Polaków chce Polexitu”. I znowuż, najpierw sobie zacząłem dumać nad tym, że to pewnie trochę z powodu protestów przeciwko Zielonemu Ładowi, ale zaraz po tym sobie pomyślałem, że sondaże poparcia dla protestów też momentami były dość spektakularne (o jednym z nich za chwilkę będzie więcej). Tyle, że według sondażowni słupek poparcia dla wyjścia z UE w stosunku do takiego samego słupka sprzed sześciu miesięcy jest dwukrotnie większy (z 10% do 20%). Nie bardzo mi się chciało wierzyć w aż tak duże tąpnięcie i pozwoliłem sobie zerknąć na nazwę sondażowni. Tym razem był to panel Ariadna. Nazwa nie była mi obca, bo pamiętałem doskonale, że była to jedna z pierwszych sondażowni, której zaczęło wychodzić z badań, że Jaki ma spore szanse na zwycięstwo w Wawie. Gwoli ścisłości, to było o wiele bardziej spektakularne, niżby się mogło zdawać, albowiem Ariadna zrobiła badania pt. „kto ma największe szanse na zwycięstwo”, ale nie przeprowadziła ich w Warszawie, ale na próbie ogólnopolskiej. Żeby nie przedłużać, pozwolę sobie na pewien eufemizm: moje zaufanie do tej sondażowni zostało w 2018 nielicho nadszarpnięte.

Ostatnim „sondażowym” tematem (przez moment się zastanawiałem nad wrzuceniem tego w Hejterski Przegląd Sondażowy, ale nie mam pojęcia na kiedy bym się z nim wyrobił, więc wrzuciłem to wszystko w HPC) będzie sondaż przeprowadzony przez CBM Indicator, który to sondaż miał (w teorii) badać poparcie społeczne dla protestów rolniczych. Kluczowym w poprzednim zdaniu jest „w teorii”, bo w praktyce pytanie badawcze „uszyto” tak, że na dobrą sprawę ten sondaż miał po prostu potwierdzić tezę. Brzmiało ono w sposób następujący: „Czy popiera pan/i protesty polskich rolników przeciwko wprowadzeniu rozwiązań znanych jako Europejski Zielony Ład, które mogą przynieść wzrost cen żywności”. A teraz zagrajmy w jedną z moich ulubionych gier pt. „ile błędów zawiera pytanie badawcze”. Ja naliczyłem trzy, ale jeżeli ktoś zobaczył coś więcej, to może się przyłączyć do zabawy. Po pierwsze, pytanie ma sugerującą treść („czy popiera pan/i”). Po drugie mamy tu tzw. „błąd znawstwa”, bo obstawiam, że większość respondentów może nie do końca wiedzieć o tym, czym tak właściwie jest Zielony Ład. Po trzecie, pytanie jest złożone, bo Genialny Badacz (czy też może Genialny Układacz) dopisał do niego jeszcze (na wypadek, gdyby respondent nie bardzo wiedział o co chodzi z tym Zielonym Ładem), że od tego Zielonego Ładu to żywność może zdrożeć. To zaś prowadzi mnie do punktu czwartego: skoro Genialny Badacz nie wie, czy ZL doprowadzi do wzrostu cen żywności (i stąd „dupochron”: „mogą przynieść”), to po co tak w ogóle o tym wspomina? Chyba tylko po to, żeby zasugerować respondentowi „właściwą” odpowiedź”. W tym samym sondażu badano to, co Polacy sądzą na temat wpływu ZL na polską gospodarkę (nie zgadniecie co wyszło z sondażu, prawda?). Zabawnym znajduję to, że poza błędem znawstwa (skąd ludzie mają wiedzieć jaki ZL będzie miał wpływ na gospodarkę? [31% respondentów „nie miało zdania”]) pytanie najprawdopodobniej („najprawdopodobniej”, bo tego akurat nie zacytowali) było skonstruowane w sposób nieco bardziej poprawny, niż to poprzednie. No ale, może ja po prostu jestem uprzedzony do polskich sondażowni.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty


Tematyka wychodzenia z Unii Europejskiej prowadzi nas do kolejnego tematu, którym jest założenie przez Roberta Bąkiewicza (którego wspierał finansowo [rzecz jasna publicznymi pieniędzmi] minister Piotr Gliński) eurosceptycznej partii o nazwie „Niepodległość”. Aczkolwiek warto zauważyć, że ten „eurosceptycyzm” to jest pewnie niedopowiedzenie, bo głównym celem tej partii ma być wyprowadzenie Polski z Unii Europejskiej. W pierwszym odruchu chciałem to jakoś skomentować, ale potem sobie pomyślałem, że o wiele lepszą pointą będzie powtórzenie w tym miejscu tego, że Bąkiewicz był wspierany finansowo przez rząd Zjednoczonej Prawicy.

Na Bąkiewiczu tematyka skarpetosceptyczna się nie kończy, albowiem ostatnio dała o sobie znać Kaja Godek, która przestrzegała Polaków przed kolejnym straszliwym zagrożeniem. Nie, tym razem nie chodziło, aborcję, gender, elgiebety, ani nic w tym rodzaju. Zagrożeniem, przed którym przestrzegała Polaków pani Kaja było zagrożenie ze strony Ukraińców, którzy zdaniem Pani Kai „prą do władzy w Polsce”. Dowodem na potwierdzenie tej tezy miało być zdjęcie częstochowskiej polityczki o nazwisku Tymoshenko. Internauci momentalnie zweryfikowali tę „łamiącą” informację i okazało się, że Tymoshenko to nazwisko, które polityczka przyjęła po ślubie (albowiem jej mąż jest Ukraińcem). Niezrażona tym faktem Kaja zaczęła potem tłumaczyć, że ona serdecznie pozdrawia wszystkich, którzy „relatywizują sytuację”. Jestem tak stary, że pamiętam, jak skrajna prawica straszyła wszystkich Żydami. No ale, czasy się zmieniają i teraz na topie jest, jak widać, straszenie Ukraińcami. Ponadto, jestem tak stary, że pamiętam, jak Kaja Godek dostała od PiSu stołek w Radzie Nadzorczej Warszawskich Zakładów Mechanicznych (na którym siedziała od listopada 2015 do czerwca 2019). Pointę do tego wszystkiego dopisało życie. Otóż, fotka plakatu wyborczego wylądowała również na Eloneksowych kontach antyszczepów (cóż za przypadek, że akurat oni przestrzegają nas przed tym straszliwym zagrożeniem) i internautom udało się wynorać to, że fotka jest wykadrowanym screenem z czyjegoś telefonu. Cały wic polega na tym, że fotka musiała być wykadrowana, albowiem telefon, z którego pochodził screen był telefonem, z którego korzystał ktoś rosyjskojęzyczny (i na screenie było sporo bukw). Co prawda, Pani Kaja wrzuciła już nieco inny kadr, ale pochodził on z tego samego zdjęcia. Jest to o tyle zabawne, że z tego wprost wynika, że w jakiś sposób weszła w posiadanie fotki pochodzącej od kogoś rosyjskojęzycznego. Cóż za przypadek.

Wszechpolacy zwrócili się jakiś czas temu z apelem do Episkopatu, w którym to apelu domagają się tego, żeby ekskomunikować polityków, którzy zagłosują za ustawą liberalizującą prawo aborcyjne w Polsce. Ok, ja bym w tym miejscu wysunął kontrpropozycję: czy można to rozciągnąć na wszystkich, którzy popierają to prawo? Wydaje mi się, że wiele osób by się z tego ucieszyło, bo nie musieliby się babrać z apostazją.


Jeżeli komuś się wydawało, że kościelna drama pt. „religie nam zabierają” się skończyła, to mam dla takiej osoby wiadomość: mieliście rację, wydawało się wam. Tym razem głos zabrał niejaki Jędraszewski, który powiedział był (odstawić płyny): „Niedobre byłyby regulacje prawne obejmujące całą Polskę nieuwzględniające sytuacji w poszczególnych diecezjach. W południowej i wschodniej Polsce 90 procent dzieci chodzi na lekcję religii. W szkołach pracują liczni katecheci, którym groziłoby bezrobocie. To wielkie i skomplikowane sprawy, które wymagają wielkiej wrażliwości i bardzo mądrego spojrzenia - podkreślił arcybiskup Marek Jędraszewski w Łagiewnikach.”. Po pierwsze: zobaczymy jak dużo dzieciaków będzie chodzić na religię, gdy ocena z tejże wyleci ze średniej. Po drugie, gdyby nie kontekst, bardzo zabawne byłoby to, że o „wrażliwości i mądrym spojrzeniu” opowiada typ, który nazwał elgiebety zarazą.

W tym momencie możemy zmienić temat i przejść do problemów, które ostatnio ma Polska 2050. Takim problemem okazał się najmłodszy poseł (Adam Gomoła). który został nagrany gdy składał propozycję, która, ujmując rzecz oględnie: była nie do końca zgodna z prawem. Chodzi, rzecz jasna o próbę przehandlowania 1-ki do Sejmiku za 20 tysięcy zeta. Gomoła w trybie ekspresowym został wykluczony z partii. Uwaga natury ogólnej, Gomoła zapowiedział, że dziś (czwartek) o 19:30 pojawi się w „Faktach po faktach” i „opowie prawdę”. Co prawda mój tekst zostanie wrzucony już po tym fakcie, ale nie mam pojęcia co tam będzie opowiadane, tak więc będę sobie tutaj dywagował. Zacznę od tego, że tego rodzaju „przypały” mnie nie dziwią, bo są one immanentną cechą partyjnych ulepków w rodzaju Polski 2050. W każdym z takich ulepków (u Leppera, Palikota i Kukiza) znajdowały się osoby, których wrzucenie na listy wyborcze okazywało się z perspektywy czasu nie do końca trafną decyzją. Idźmy dalej. Gomoła bardzo długo czekał z tzw. „damage control”, a jego partyjni koledzy i koleżanki bardzo szybko się od niego odcięli. To niemalże wprost sugeruje, że sprawa jest delikatnie rzecz ujmując, ewidentna. Gdyby Gomoła nie miał sobie absolutnie nic do zarzucenia (czytaj: gdyby nagranie było zmanipulowane/etc.), to już byśmy o tym wiedzieli. Jedyne, co mi przychodzi do głowy, to to, że Gomoła może chcieć za sobą pociągnąć jeszcze kogoś (bo w nagraniu tłumaczył, że tego rodzaju deale się robiło wcześniej [ale znowuż, mogło być tak, że po prostu o tym opowiadał, żeby uspokoić swojego rozmówcę]) w ramach zemsty za to, że nikt się za nim nie wstawił. 

Na sam koniec zostawiłem sobie wątek humorystyczny. W dyskusji na temat pomysłu wprowadzenia w Polsce 4-dniowego tygodnia pracy nie mogło zabraknąć Konfederacji Lewiatan. Zanim przejdę do meritum, pozwolę sobie na odrobinę wspominek. Pamiętacie może, jaki był (i jest) naczelny argument padający zawsze, gdy się okazuje, że ten czy inny pomysł nie do końca podoba się przedsiębiorcom? Na wszelki wypadek odświeżę wam pamięć: praktycznie za każdym razem, gdy takowy pomysł się objawia w debacie publicznej (to może być cokolwiek, bo uczucia przedsiębiorcze bardzo łatwo zranić) pojawiają się narracje, z których wynika, że „skoro tak, to polscy przedsiębiorcy przeniosą się za granicę”. Czemu o tym wspominam? Ano temu, że tym razem podobny argument padł w zupełnie innym kontekście. Konfedreacja Lewiatan na swoim Eloneksowym koncie tłumaczyła, że jeżeli ten 4-dniowy tydzień pracy zostanie wprowadzony, to ambitni pracownicy mogą przez to wyjechać za granicę. Ponieważ praktycznie od razu wywołało to dyskusje, zaczęli potem tłumaczyć, że chodzi im o to, że (odstawić płyny): „W przypadku ustawowego skrócenia czasu pracy (i w konsekwencji obniżenia dochodów) osoby szczególnie pracowite i ambitne będą bardziej skłonne do emigracji do państw, które nie utrudniają mieszkańcom drogi do dobrobytu”. Ponieważ we Francji testowanie 4-dniowego tygodnia pracy idzie dość dobrze (i nikt nie ucieka) do tego się Konfedracja Lewiatan również odniosła: „Francuzi po skróceniu czasu pracy nie emigrowali masowo, bo trudno im było znaleźć kraj oferujący lepsze warunki życia, ale Polacy mogą wybierać, bo w wielu krajach standard życia jest wyższy”. Ciekaw jestem, jak można pisać takie rzeczy i nie być w stanie połączyć kropek. No ale, być może po prostu czegoś nie rozumiem, bo jestem zwykłym lewakiem i gdzie mi do soli tej ziemi...   


Źródła:

https://www.pap.pl/aktualnosci/news%2C1247717%2Cpapiez-wyjasnil-slowa-o-szczekaniu-nato-uslyszal-od-jednego-z-szefow

https://tvn24.pl/swiat/papiez-franciszek-o-ukrainie-mowi-o-bialej-fladze-msz-wezwalo-nuncjusza-apostolskiego-st7815600

https://www.wprost.pl/polityka/sondaze/11617879/sondaz-zaufania-na-czele-rankingu-holownia-trzaskowski-i-duda.html

Tu link do mojej notki poświęconej temu nieszczęsnemu raportowi i sondażowni, która za niego odpowiada:

https://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2023/04/zrobmy-sobie-raport.html

https://dorzeczy.pl/unia-europejska/561375/coraz-wiecej-polakow-chce-polexitu-nowy-sondaz.html

https://dorzeczy.pl/kraj/62846/jaki-z-najwieksza-szansa-na-zwyciestwo-w-warszawie.html

https://wiadomosci.wp.pl/warszawa/pis-postawilo-na-patryka-jakiego-slusznie-sondaz-dla-wp-6245319368689281a

https://dorzeczy.pl/kraj/561519/robert-bakiewicz-zalozyl-partie-polityczna-chce-wyjscia-polski-z-ue.html

https://oko.press/fundusz-patriotyczny-nowe-dotacje-dla-organizacji-bakiewicza-i-kolegow-nasz-news

https://twitter.com/TOrynski/status/1767931281411567739

https://twitter.com/TOrynski/status/1767902593215279575

https://wiadomosci.onet.pl/poznan/mlodziez-wszechpolska-pisze-do-biskupow-chca-ekskomuniki-dla-politykow/ez9lkk3

https://www.se.pl/krakow/arcybiskup-jedraszewski-boi-sie-o-bezrobocie-ksiezy-w-polsce-to-skomplikowane-sprawy-aa-4Vof-EkBL-MM2C.html?

https://nto.pl/tasmy-posla-adama-gomoly-lewa-kasa-na-wybory-ujawniamy-mechanizm-finansowania-kampanii-polski-2050/ar/c1-18366873

https://twitter.com/Konf_Lewiatan/status/1767525316681953657

https://twitter.com/Konf_Lewiatan/status/1767568566788731341

czwartek, 7 marca 2024

Hejterski Przegląd Cykliczny #110

 Niniejszy przegląd zacznę od kwestii, która ku mojemu zaskoczeniu okazała się być dla niektórych sporym zaskoczeniem. Otóż, niektórych zaskoczyło to, że Szymon Hołownia jest Szymonem Hołownią. Okazało się bowiem, że procedowanie ustaw jest dla zarządu, a dla pani Areczki jest zamrażarka sejmowa, której to zamrażarki miało już nie być, bo ta zamrażarka miała odejść w niepamięć razem z rządami Zjednoczonej Prawicy. O ile przyczyny, dla których Hołownia zrobił to, co zrobił (jego własne poglądy) są dla mnie zrozumiałe, to jednak ciekawi mnie proces decyzyjny, który sprawił, że Pan Szymon sobie pomyślał, że dobrym pomysłem będzie zamrożenie ustaw aż do „po wyborach”. Zmierzam do tego, że absolutnie wszyscy wiedzą czemu Szymon Hołownia zrobił to, co zrobił (wie, jak będzie głosował [ze względu na swoją Szymono Hołowniowatość] on i Trzecia Droga i wie, że mogłoby się to spotkać z negatywnymi reakcjami). Tym samym zastosowanie tego (jakże sprytnego) manewru jest (eufemizując) przeciwskuteczne. Gdyby po prostu TD zagłosowała przeciwko ustawom liberalizującym prawo aborcyjne, to owszem, wywołałoby to negatywne reakcje. Tyle, że teraz reakcji negatywnych jest nawet więcej, bo do tych, które TD zebrałaby za głosowanie przeciwko liberalizacji prawa aborcyjnego dołączają negatywne reakcje wywołane cwaniactwem Hołowni. Aczkolwiek może ja po prostu tego nie rozumiem, bo nie jestem specjalistą od szachów 5D. Nawiasem mówiąc, chciałbym w tym miejscu zaznaczyć, że Panu Szymonowi poświęcony zostanie odcinek podkastowy (nie napiszę, że w „najbliższym czasie”, ale w „dającej się przewidzieć przyszłości”).

O Collegium Humanum (a przepraszam, „Tumanum”) słyszeli już chyba wszyscy. Okazało się bowiem, że z uczelnią, co do której były uzasadnione podejrzenia w kwestii tego, że (eufemizując) „chyba coś nie tak jest” z tymi dyplomami MBA, które można było tam uzyskać, faktycznie jest coś nie tak. Jednakowoż myliłby się ten, kto sobie pomyślał, że cała sprawa się zakończy po tym, jak parę osób zostało zatrzymanych przez CBA (wystarczy zmienić jedną literę w CBA, żeby wyszło MBA! Przypadek? Nie sądzę!).Te zatrzymania można było porównać do wrzucenia kamienia do jeziora, albowiem kręgi, które ta cała afera zatacza są coraz większe. Tak się bowiem złożyło, że nie tylko członkowie Zjednoczonej Prawicy korzystali z usług tejże uczelni. I przyznam szczerze, że jest to coś, co mnie trochę dziwi. Tak, wiem, w CH dało się to MBA ogarnąć niskim kosztem i praktycznie niczego się nie ucząc, ale czy to faktycznie wyglądało jak taki doskonały deal? Przecież oczywiste było, że kiedyś ta sprawa wyjdzie na jaw. O ile dało się jeszcze jakoś zrozumieć osoby związane z obozem władzy (bo im się mogło wydawać, że Zjednoczona Prawica będzie rządzić do końca świata i jeden dzień dłużej), ale nie bardzo wiem, co sobie myślały osoby, które były związane z opozycją (Jacek Sutryk [i jego otoczenie], Aleksandra Gajewska/etc.). Przecież w razie przypału ich nie objąłby parasol ochronny Ziobrokratury. Idźmy dalej. W przypadku niektórych osób, które się „kształciły” w CH wyglądało to tak, że te osoby nawet się nie logowały w systemach uczelni. Innymi słowy, nikomu tam zbytnio nie zależało nawet na zachowywaniu pozorów (co z kolei znacznie zwiększa prawdopodobieństwo wystąpienia „przypału”). Na sam koniec zostawiłem sobie wątek humorystyczny (tzn. dla mnie, bo dla głównych zainteresowanych nie bardzo). Jeden z ludzi z CBA (oczywiście nazwiska sobie nie mogę przypomnieć) powiedział mediom, że w sumie dla osób z dyplomami byłoby lepiej, gdyby sami zgłosili się do CBA, zanim CBA do nich dotrze (bo to, że dotrze, było oczywiste). Jego apel odniósł skutek, bo jak możemy przeczytać na portalu RMF: „Do CBA zgłosili się posiadacze nielegalnych dyplomów”. Ciekaw jestem, jak dużo osób się zgłosi samodzielnie, a do ilu CBA będzie musiało zapukać (bo będą liczyli na to, że „może się jakoś uda” [skoro zdecydowali się na robienie MBA w CH, to raczej zdarza im się myśleć takimi kategoriami]).

Ponieważ poprzedni temat skończyliśmy na wątku humorystycznym, to kolejny będzie utrzymany w takim samym tonie. Tobiasz Bocheński (kandydat PiSu na urząd prezydenta Warszawy) zapowiedział, że (uwaga, odstawić płyny) jeżeli wygra wybory, to odpolityczni miejski ratusz i spółki miejskie. Ciekaw jestem, czy to odpolitycznienie spółek miejskich i ratusza wyglądałoby tak, jak wyglądało odpolitycznienie  w przypadku rządów Zjednoczonej Prawicy (która w ramach „odpolityczniania” Służby Cywilnej potrzebowała zdjęcia bezpieczników, bo się „niepolityczni fachowcy” nie nadawali na stanowiska kierownicze). Swoją drogą, zastanawiam się, jak to jest mieć tyle pewności siebie, żeby po ośmiu latach rządów Zjednoczonej Prawicy (która była łajana za obsadzanie pociotkami wszelkich możliwych miejsc pracy), będąc członkiem tejże prawicy, obiecywać, że jeżeli się wygra wybory, to się cokolwiek odpolityczni. No, ale może po prostu ja jestem uprzedzony do Tobiasza Bocheńskiego i do jego planów.

Polska prawica przyzwyczaiła nas do tego, że jeżeli przed czymś przestrzega (i w jej narracjach jest to jakieś olbrzymie zagrożenie), to prędzej czy później sama będzie to robić. Wszyscy pamiętamy bardzo nośne hasło „totalnej opozycji”. Ta Totalna Opozycja była zła i ona zawsze robiła na złość nie tyle rządowi, co po prostu zwykłym Polakom. Czemu o tym wspominam? Ano temu, że Neo-KRS wpadła na pomysł, żeby przy pomocy Trybunału Przyłębskiego doprowadzić do sytuacji, w której można by było się nie przejmować wyrokami Trybunału w Strasburgu. Bo wiecie, Trybunał w Strasburgu Trybunałem w Strasburgu, ale (Prawo) i Sprawiedliwość musi być po stronie członków PiSu. Co prawda nikt się już specjalnie nie przejmuje wyrokami Trybunału Julii Przyłębskiej (za co podziękować należy PiSowi, bo to on zamienił TK w partyjną przybudówkę), ale taka decyzja mogłaby doprowadzić do jeszcze większego chaosu prawnego (za który, również, należy podziękować PiSowi). To jest właśnie ta mityczna Totalna Opozycja. Do członków Zjednoczonej Prawicy chyba w końcu dotarło, że przegrali wybory i teraz po prostu usiłują robić na złość wszystkim dookoła (w ramach politycznej zemsty). Gdyby nie kontekst, byłoby to nawet zabawne, bo takimi (cokolwiek nieprzemyślanymi [albo przemyślanymi po Kaczyńsku]) działaniami Neo-KRS daje argumenty ludziom, którzy będą chcieli przeorać ten podmiot. 

Dosłownie kilka dni temu okazało się, że w ramach działań Studia Nagrań Zjednoczona Prawica, na bycie podsłuchiwanym załapał się również Daniel Obajtek (pośrednio, bo „słuchano” jego bliskiego współpracownika). W telegraficznym skrócie, Daniel Obajtek może mieć niebawem sporo problemów natury prawnej (przykładowo, był odpowiedzialny za wysłanie do Chin samolotu, który poleciał sobie w dwie strony na pusto, bo okazało się, że towaru, po który poleciał nie było na miejscu [zamieszany w to był pewien Handlarz Bronią]). Znamienne jest to, że „kwity” na Obajtka CBA miało od dawna, ale absolutnie nic z tym nie zrobiono. Niby człowiek wiedział, że tam wszyscy wszystkich podsłuchują i wszyscy mają kwity na wszystkich, ale jednak trochę bawi (tzn. bawiłoby, gdyby nie kontekst) to, że Zjednoczona Prawica przez praktycznie obie kadencje bawiła się w tzw. „Mexican Standoff” (tl;dr: wszyscy celują do siebie nawzajem i jeżeli ktoś strzeli, to nie skończy się to dobrze dla nikogo). Z Obajtkowych stenogramów mogliśmy się dowiedzieć również tego, że pan Daniel nie lubił się z Jackiem Sasinem (i na odwrót) i na początku 2020 roku bardzo obawiał się tego, że zostanie wywalony ze stanowiska. Na początku pandemii wpadł więc na pomysł, który miał mu wizerunek poprawić i postanowił wysłać do Watykanu transport Środków Ochrony Osobistej, których w Polsce wtedy brakowało (jestem tak stary, że pamiętam, jak pracownicy OZ nie mogli publicznie mówić o brakach, bo groziło im za to wylecenie z roboty). Potem zaś Jacek Sasin przekonał się o tym, że Fortuna jest zmienna i to jego notowania poleciały na łeb na szyję, choć on przecież tylko wykonywał rozkazy (i „zorganizował” wybory kopertowe, które się nie odbyły). Ja wiem, że się powtarzam, ale jestem autentycznie ciekaw tego, co jeszcze wypłynie po rządach Zjednoczonej Prawicy. Coś mi mówi, że dorobić się na tym wszystkim mogą producenci popcornu.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty

Teraz na moment wyjdziemy poza granice naszego kraju i pochylimy się nad jednym z największych i najbogatszych problemów, jakie ma od jakiegoś czasu praktycznie cały świat. Problemem tym jest Elon Musk i jego odklejka. Ostatnio podzielił się był na swoim własnym portalu przemyśleniami na temat NATO. Zastanawiało go to, czemu NATO w ogóle jeszcze istnieje, skoro Układ Warszawski (który zdaniem Muska był powodem założenia NATO) przestał istnieć. Bardzo szybko zwrócono mu uwagę na to, że Układ Warszawski był odpowiedzią ZSRR na powołanie NATO (który to pakt miał pomóc państwom członkowskim obronić się przed zagrożeniem ze strony Związku Radzieckiego). Ciekaw jestem, czy osoby pokroju Muska (których niestety nie brakuje) zdają sobie sprawę z tego, że istniała zasadnicza różnica między NATO i UW polegająca na tym, że do NATO wstępowali „chętni”, a do UW państwa były po prostu przyłączane. Ciekaw jestem również tego, czy ci ludzie zdają sobie sprawę z tego, że kraje wchodzące w skład Układu Warszawskiego przy pierwszej nadarzającej się możliwości chciały przyłączyć się do NATO. Nawiasem mówiąc, Elon Musk jest efektem końcowym działania mediów, które w pewnym momencie zaczęły zapraszać do programów nie znających się na niczym celebrytów i zadawać im pytania, które wymagały sporej wiedzy (rzecz jasna, celebryci w przeważającej większości przypadków na te pytania odpowiadali i nikt się specjalnie nie przejmował tym, że nie mają pojęcia o czym mówią).

Na sam koniec zostawiłem sobie temat, który towarzyszy nam wszystkim od momentu, w którym Barbara Nowacka zapowiedziała zmiany w nauczaniu religii. Na temat ten wypowiadał się już niejeden katolicki podmiot i nic nie wskazuje na rychłe zakończenie tegoż „wypowiadania się”. Zabawnym znajduję to, że spektakularność rośnie wraz z ich liczbą. Tym razem zajmiemy się dwoma najświeższymi okazami. Na pierwszy ogień pójdzie petycja Katechetów Diecezji Kieleckiej, którzy w swojej petycji napisali, na ten przykład, że nowy rząd ich zupełnie ignoruje, a oni przecież muszą się do swojego zawodu przygotowywać znacznie bardziej dokładnie od nauczycieli innych przedmiotów i dodali, że wymagania, które są im stawiane są znacznie wyższe niż te, które stawia się „zwykłym” nauczycielom. Wspomnieli o tym, że to oni, a nie zwykli nauczyciele potrzebują zgody od biskupa, żeby w ogóle zacząć nauczać. W tej petycji jest samo gęste, ale to o czym wspomniałem całkowicie nam wystarczy. Dziwnym trafem, w petycji nikt nie wspomniał o tym, że katecheci są wyjątkowi również pod innym względem. Chodzi, rzecz jasna, o to, że państwo nie ma żadnego wpływu na to, czego się tak właściwie te dzieciaki naucza na zajęciach z religii. Aczkolwiek może ja się na czymś nie znam i może faktycznie jest tak, że, przykładowo, z programem nauczania fizyki jest tak samo i jest on wymyślany przez Kościół Świętego Alberta Einsteina, którego biskupi muszą wydawać pisemne zgody na to, żeby fizycy mogli nauczać w szkole. A wiecie co jeszcze różni nauczycieli od katechetów? Ci drudzy nie wzięli udziału w strajku nauczycielskim w 2019 roku (o przyczynach, dla których tego nie zrobili wspomnę za moment, w kolejnym akapicie, bo tam będzie to pasowało znacznie bardziej).

Jakiś czas temu wspominałem o tym, że na temat zapowiadanych zmian wypowiedział się podmiot o długiej nazwie (Komisja Wychowania Katolickiego Konferencji Episkopatu Polski), który to podmiot zaczął od tego, że te zapowiadane zmiany to tak właściwie są niezgodne z prawem. Oczywiście, że okazało się (i nie trzeba było jakoś specjalnie researchowo się spinać), że nie mieli racji, ale to nie powinno nas jakoś specjalnie dziwić, bo KEP przyzwyczaił nas do tego, że notorycznie kłamie. A potem wydarzyło się to, co wcześniej spotkało narracje pewnego biskupa, który mówił o tym, że dwie lekcje religii w szkołach są zagwarantowane przez konkordat – wypowiedź ta została przez stronę kościelną „zapomniana” i nikt o tym nie wspomina (nadal mnie bawi to, że w sążnistym oświadczeniu KWKKEP ani słowem nie wspomniano o konkordacie). Tym razem Episkopat uderzył w zupełnie inne tony. Otóż, przewodniczący wcześniej wymienionego podmiotu o długiej nazwie zaczął się żalić na temat tego, że jeżeli jedna lekcja religii zniknie ze szkół i zostanie przeniesiona do salek parafialnych to „Kościół nie udźwignie ciężaru finansowego” (tl;dr: zdaniem Szanownego Pana Biskupa, Kościoła nie będzie stać na to, żeby płacić katechetom). I wiecie co? Mam dla biskupa i dla wszystkich katechetów doskonałą wiadomość. która będzie cytatem z pisma rozsyłanego w 2019 do katechetów (który miał uzasadnić olanie strajku): „Żadne względy ekonomiczne nie usprawiedliwiają rezygnacji z głoszenia Ewangelii. Katecheci wypełniają swą misję względem Kościoła, a więc na pierwszym miejscu muszą stawiać Ewangelię, a nie rzeczy materialne" 

I tym optymistycznym akcentem zakończę powyższy Przegląd.


Źródła:

https://oko.press/holownia-w-trosce-o-kobiety-gra-ich-prawem-do-aborcji-arogancka-i-niebezpieczna-kalkulacja

https://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/7,35771,30760520,dutkiewicz-przeprasza-wroclawian-za-sutryka-a-sutryk-idzie.html

https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/2247783,1,tu-jencow-nie-bedzie-afera-collegium-humanum-pograza-sutryka-tusk-oglasza-audyt.read

https://www.sejm.gov.pl/sejm10.nsf/posel.xsp?id=086&type=A

https://twitter.com/PiknikNSG/status/1764394664507973810

https://wyborcza.pl/7,75398,30754544,nowa-krs-chce-zakazu-wykonywania-wyrokow-trybunalu-w-strasburgu.html

https://tvn24.pl/polska/daniel-obajtek-podsluchiwany-przez-cba-onet-o-wzmacnianiu-pozycji-prezesa-orlenu-i-akcji-wymierzonej-w-jacka-sasina-trzeba-zrobic-tak-zeby-go-za-jest-komentarz-cba-st7798649

https://tvn24.pl/swiat/lotwa-prezydent-odpowiada-elonowi-muskowi-w-sprawie-nato-st7802349

https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-katecheci-pisza-do-minister-edukacji-bronia-lekcji-religii,nId,7369525

https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-biskup-o-zmianach-w-lekcjach-religii-kosciol-nie-udzwignie-c,nId,7371622

https://wiadomosci.wp.pl/katecheci-nie-wezma-udzialu-w-strajku-nauczycieli-nie-pracuja-dla-pieniedzy-6359391644252289a

czwartek, 29 lutego 2024

Hejterski Przegląd Cykliczny #109

 W poprzednim przeglądzie wspomniałem o tym, że jedna z najbardziej uciskanych grup społecznych napisała do premiera Donalda Tuska list, w którym domagała się równego taktowania. Jak się pewnie wszyscy domyślacie, chodziło o list bankierów, którzy tłumaczyli Tuskowi, że tych wakacji kredytowych to nie powinno być, bo jak będą, to odbędzie się to ze szkodą dla (odstawić płyny): „moralności płatniczej Polaków”. Wspominałem wtedy o tym, że moim zdaniem nie spotka się to ze zrozumieniem, bo byłby to (eufemizując) srogi przypał wizerunkowy dla nowej władzy (która to władza, będąc opozycją, miała swoje własne pomysły na to, jak wesprzeć kredytobiorców). Raczej wyraźną sugestią było to, że nikt z rządu się na temat tego listu nie zająknął publicznie. Teraz zaś okazuje się, że bankowcy mogą być jeszcze bardziej uciskani, bo rząd nadal pracuje nad tzw. „wakacjami kredytowymi” i chce rozszerzyć grupę uprawnionych (w stosunku do pierwotnych ustaleń nowego rządu). Wydaje mi się, że można w tym momencie stwierdzić, że prześladowania bankierów trwają.

Kilka dni temu na Eloneksie (niegdysiejszy Ćwiter) nastąpiło wzmożenie. Wywołała je Magda Biejat, która oznajmiła, że jest zwolenniczką wprowadzenia nocnego zakazu sprzedaży alkoholu w Warszawie. Co ciekawe, Biejat w tym samym wywiadzie powiedziała sporo innych rzeczy, ale całkowitym przypadkiem właśnie alkohol wjechał do tytułów i leadów artykułów traktujących o tym wywiadzie. W tym miejscu pozwolę sobie na krótką dygresję. Przyznam szczerze, że na samym początku (gdy pojawiały się takie pomysły) byłem do nich sceptycznie nastawiony. Samo założenie wydawało mi się słuszne, bo jak chyba każdy, komu zdarzyło się w godzinach nocnych udać się do „wodopoju”, miałem styczność z sytuacjami, w których dochodziło do „ożywionej dyskusji z elementami agresji” między „niedopitymi”. Niemniej jednak wychodziłem z założenia, że jeżeli się taki zakaz wprowadzi, to „nature will find the way”, a „niedopici” znajdą sposób na dotarcie do upragnionego wodopoju. A potem się okazało, że miałem rację: wydawało mi się, albowiem dane na temat nocnych interwencji straży miejskiej i policji w miastach, w których wprowadzano ten zakaz były dość jednoznaczne i wynikało z nich, że „niedopici” w takich miejscach są mniej aktywni niż tam, gdzie nocnego zakazu sprzedaży alkoholu nie ma.

Swoją drogą wydawać by się mogło, że po tym, jak takowe dane (i to w sumie twarde) spływają i wiadomo, że jest to metoda skuteczna, propozycje wprowadzenia takiego mechanizmu w kolejnym mieście nie powinna wywoływać zbyt wielkich emocji. Otóż, nie. Wywołuje i to spore, bo krytycy całkowicie pomijają kwestię bezpieczeństwa publicznego i skupiają się na tym, że „czemu ktoś ma decydować o tym, kiedy mam pić?! Więcej zaufania do obywateli!”.  I wszystko fajnie, ale jeżeli to „więcej zaufania” zestawi się z danymi z Krakowa („W ostatnich miesiącach w godzinach obowiązywania zakazu sprzedaży alkoholu w Krakowie odnotowano średnio o 47 proc. mniej interwencji policji i spadek o blisko 40 proc. działań straży miejskiej, w porównaniu do analogicznego okresu sprzed obowiązywania uchwały”), to ja chyba wolę, żeby tego zaufania było nieco mniej. I trochę mnie dziwi to, jak bardzo orędownicy nocnej sprzedaży alkoholu ignorują dane policyjne. Nawiasem mówiąc, na temat tego zakazu wypowiedział się Trzaskowski, który stwierdził, że on nie jest zwolennikiem takiego zakazu (taka deklaracja nie powinna nikogo dziwić, jeżeli weźmiemy pod rozwagę fakt, że to właśnie części PO-wskiej fanbazy ten pomysł się nie podoba), ale dodał też, że w tej sprawie prowadzone będą konsultacje społeczne (bo część Warszawiaków się opowiada za zakazem) i jeżeli większość będzie chciała zakazu, to magistrat będzie się nad tym zastanawiał.

Teraz pora na wątek humorystyczny (ale z gatunku tych, który bawiłby znacznie bardziej, gdyby nie kontekst [od razu uprzedzam, że takie wątki będą w tym Przeglądzie dwa]). Ostatnimi czasy swoją historyczną wiedzą popisał się Robert Mazurek, który w rozmowie z Jurijem Felsztyńskim (na Kanale Zero) w ferworze dyskusji zadał swojemu rozmówcy spektakularne pytanie. Otóż. Mazurek zapytał, jak to możliwe, że rewolucje się przydarzały w wielu innych miejscach, a w Rosji akurat nie i dlaczego Rosjanie nigdy nie obalili cara. Co prawda po tym, jak jego rozmówca mu przypomniał, że jednak obalili w 1917, od razu przyznał mu rację, ale to moim zdaniem nie ma najmniejszego znaczenia. Jak w ogóle można było zadać takie pytanie? W jaki sposób przebiegał proces decyzyjny, który doprowadził Mazurka do momentu, w którym pomyślał sobie „no ok, to jest dobry moment o to, żeby zapytać, czemu w Rosji nie było rewolucji”. Jako osoba, która ostatnio zaczęła się zajmować gadaniem do mikrofonu, wiem, że czasem się może komuś przydarzyć coś, co od biedy można nazwać „brain-fartem” i powie się coś głupiego, ale to, co zrobił Mazurek jest tak bardzo spektakularne, że porównać by to można chyba jedynie do pytania o to „czemu III Rzesza niemiecka nigdy nie wywołała wojny”.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty

Teraz możemy przejść do drugiego tematu, który mógłby nas wszystkich rozbawić „gdyby nie kontekst”. Mateusz Morawiecki od mniej więcej czerwca 2023 opowiadał o tym, że w sumie to on od zawsze był zwolennikiem tzw. „kompromisu aborcyjnego” (of korz z jego ust nie padło to „tzw.”). Temat ten pociągnął po wyborach. Teraz nastąpił ciąg dalszy. Do tego ciągu dalszego doszło po tym, jak Trzecia Droga zaproponowała, że jakby co, to zawsze można w Sejmie złożyć ustawę, mającą na celu przywrócenie tzw. „kompromisu aborcyjnego”. Morawiecki się był w tej kwestii wypowiedział i stwierdził, że on w sumie ten pomysł poprze i że w jego partii to jest trochę osób, które by to poparły, ale nie wiadomo jak będzie, bo nie będzie przymusu i każdy będzie głosował zgodnie ze swoim sumieniem. Ja mam w tym miejscu tylko jedno pytanie: niby jak ta ustawa ma zadziałać? Być może Trzeciej Drodze i Morawieckiemu umknął ten drobny szczegół, że przesłanka embriopatologiczna nie została usunięta na drodze ustawy, ale na drodze taktycznego zastosowania Trybunału Przyłębskiego. Warto w tym miejscu wspomnieć o tym, że na temat decyzji Trybunału Przyłębskiego wypowiadały się PiSowskie tuzy i twierdziły, że no ten trybunał to nie mógł podjąć innej decyzji.

Idźmy dalej. Co będzie, gdy taką ustawę Andrzej Duda skieruje do Trybunału Przyłębskiego? Nieśmiało przypominam, że to właśnie ten upartyjniony podmiot wydał w 2020 taką, a nie inną decyzję. Jaką decyzję w tej sprawie wyda trybunał? Tak swoja drogą, to chciałbym i to bardzo, żeby teraz Trybunał uznał, że taka ustawa jest zgodna z Konstytucją. To by było bardzo, ale to bardzo spektakularne, albowiem mielibyśmy twardy dowód na to, że upolityczniony trybunał wydawał decyzje polityczne zgodnie z wolą polityczną żoliborskich „czynników decyzyjnych”. Poza tym, pięknie by to wyglądało z punktu widzenia legislacji: Trybunał Przyłębski stwierdziłby, że zgodna z konstytucją jest ustawa, w której podważany jest wcześniejszy wyrok trybunału, stwierdzający niekonstytucyjność praktycznie tej samej ustawy (praktycznie, bo są w niej również inne różnice). Gwoli ścisłości, może być tak, że Trybunał Przyłębski stwierdzi to samo, co w 2020, ale nikt się tym nie przejmie. Ta sytuacja może się rozwinąć na wiele różnych sposobów (np. Duda podpisze ustawę i nie skieruje jej do trybunału), ale każde z takich „rozwinięć” będzie oznaczało legislacyjne problemy.  A teraz dodajmy do tej układanki to, że Morawiecki popiera taką metodę wyjścia z sytuacji, do której doprowadziła jego własna partia. Powtórzę się: gdyby nie kontekst, byłoby to zabawne i to nawet bardzo.

Skoro poruszyliśmy temat Andrzeja Dudy, to warto pociągnąć go dalej. Jakiś czas temu Andrzej Duda się wypowiadał na temat pigułki „dzień po” i tłumaczył, że nie może być tak, że dzieci będą miały dostęp do takich środków, bo to „bomba hormonalna”. Ja od teraz zawsze, gdy akurat komentowane będą takie mądrości będą przypominał o tym, że o ile można się zgodzić z tym, że przyjmowanie pigułki dzień po może mieć niepożądane skutki, ale po pierwsze: każdy lek może je mieć. Po drugie zaś (co jest znacznie bardziej istotne), ciąża u 15-latki będzie miała znacznie większy wpływ na jej organizm, niż przyjęcie pigułki „dzień po” (jeżeli Duda twierdzi, że pigułka dzień po to „bomba hormonalna”, to nie wiem jak określi ciążę? „Hormonalną Supernową”?). Taka, a nie inna wypowiedź Dudy świadczy o tym, że ustawę najprawdopodobniej zawetuje. Pytaniem, które warto sobie w tym miejscu zadać jest pytanie o to „co dalej?”. Szczerze mówiąc, nie bardzo wiem. Odrzucenie weta jest cokolwiek nierealnym scenariuszem. Z tego zaś wynika to, że albo nastąpi próba obejścia ustawy rozporządzeniem, albo sprawa będzie się ciągnąć aż do wyborów prezydenckich. Jeżeli chodzi o moją opinię, to „nie mam zdania”, ale stawiałbym na to, że odbędzie się to drogą rozporządzenia, bo choć czekanie na wybory prezydenckie mogłoby się wydawać dobrym pomysłem (bo byłaby to kolejna kwestia, od której PiSowski kandydat nie mógłby uciec), to jednak rozporządzeniami robiono w tej kadencji już nie takie rzeczy i zasadnym byłoby postawienie pytania o to, czemu akurat tej konkretnej sprawy nie rozwiązano w ten, a nie inny sposób.

W jednym z poprzednich Przeglądów wspominałem o tym, że pewna prokuratura przechowywała dokumenty w garażu i że zupełnym przypadkiem była to ta sama prokuratura, która miała się zajmować sprawą kilometrówek Ryszarda Czarneckiego. Jakiż był mój brak zdziwienia, gdy się okazało, że kilka dni temu prokuratura złożyła do Parlamentu Europejskiego wniosek o uchylenie immunitetu „Obatela”. Zdziwił się jednakowoż (albo udawał, że się zdziwił) Ryszard Czarnecki, który stwierdził, że on tej decyzji nie rozumie, bo nikt go nie przesłuchał. W trakcie tej samej rozmowy dodał, że on w ogóle nie rozumie w czym problem, bo przecież zwrócił cała kasę (ponad 200 tysięcy euro [słownie dwieście tysięcy euro]). Ja się tam nie znam, bo nie jestem prawnikiem, ale wydaje mi się, że „problem” mógł mieć coś wspólnego z przyczynami, dla których Czarnecki musiał oddać całą tę kasę. Jestem autentycznie ciekaw, jak potoczy się ta sprawa, bo jakoś specjalnie skomplikowana nie jest, Czarnecki oddając tę kasę de facto (nie mylić z de iure) się przyznał do tego, że całą tę kasę (powtórzmy: 200 tysięcy euro) pobrał bezprawnie.


Kilka lat temu głośno zrobiło się o pewnej, ahem, „uczelni” o nazwie Collegium Humanum, która okazała się maszynką do wydawania dyplomów. Ponieważ w tymże przybytku „kształcili się” Zjednoczono Prawicowcy, cała sprawa została może nie tyle zamieciona pod dywan, co po prostu zignorowana przez służby. No a teraz przyszła nowa władza i ten znienawidzony przez Andrzeja Dudę (zabawnym znajduję to, że jego stryj się załapał na dyplom z tej uczelni) „terror praworządności” i służby się wyżej wymienioną uczelnią zainteresowały. Gdy się już zainteresowały, to się okazało, że sprawa jest bardzo gruba (zatrzymano siedem osób, z czego trzy należały do władz tej „uczelni”). Na stronie CBA można było przeczytać, że jeżeli chodzi o zatrzymanych, to: "Osoby zaangażowane w przestępczy proceder przyjmowały korzyści majątkowe i osobiste w zamian za wystawianie dokumentów poświadczających nieprawdę związanych z odbyciem studiów, w tym dokumentów uprawniających do zasiadania w radach nadzorczych spółek z udziałem Skarbu Państwa". I tak sobie myślę, że części Zjednoczonej Prawicy jest teraz tak po ludzku przykro. Przykro, bo zamiast załatwić sprawę tak, jak to zrobiono ze Służbą Cywilną (tl;dr chodziło o to, żeby ludzie bez kwalifikacji mogli dostawać dobre stołki) ktoś wpadł na pomysł z tą uczelnią i teraz same z tym problemy.


Na sam koniec zostawiłem sobie coś wyjątkowego. Co prawda mógłbym się tym zająć w ramach cyklu (chwilowo zawieszonego ze względu na niewielką ilość materiałów wsadowych) pt. „Hejterski Przegląd Sondażowy”, ale musiałbym długo czekać na kolejne spektakularne sondaże, a staram się teraz w miarę na bieżąco ogarniać tematy. No dobra, skoro wstęp mamy już za sobą, to przejdźmy do meritum, którym jest sondaż przeprowadzony przez jedną z moich ulubionych sondażowni o nazwie IBRIS. Cóż tym razem uczynił IBRIS? Ano zapytał Polaków co sądzą na temat tego, żeby zaminować granicę z Rosją i Białorusią. Wyniki były następujące: z pomysłem zgodziło się 28% respondentów, 54% było przeciw, a 18% nie miało zdania.  Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że „pytanie badawcze” miało sugerującą treść. Mam w związku z tym sondażem jedno pytanie: jaki jest w ogóle sens robienia takich sondaży? Jeszcze trochę i  dojdziemy do sondaży, w których respondentom zostanie zadane pytanie: czy sondażownie powinny zostać wystrzelone w kierunku najbliższej czarnej dziury?
 

 Źródła: 


https://biznes.interia.pl/gospodarka/news-wiecej-uprawnionych-do-wakacji-kredytowych-rzad-moze-zrobic-,nId,7359088

https://www.pap.pl/aktualnosci/magdalena-biejat-jestem-zwolenniczka-zakazu-nocnej-sprzedazy-alkoholu-w-warszawie

https://samorzad.pap.pl/kategoria/aktualnosci/zakaz-nocnej-sprzedazy-alkoholu-w-krakowie-przynosi-efekty-urzad-miasta

https://warszawa.tvp.pl/76171072/wejdzie-nocny-zakaz-sprzedazy-alkoholu-w-warszawie-prezydent-trzaskowski-zapowiada-konsultacje

https://pulsmedycyny.pl/premier-jestem-zwolennikiem-kompromisu-aborcyjnego-1186919

https://tvn24.pl/polska/aborcja-premier-mateusz-morawiecki-o-kompromisie-aborcyjnym-profesor-marzena-debska-komentuje-st7423880

https://radiopoznan.fm/informacje/pozostale/j-kaczynski_-trybunal-nie-mogl-podjac-innej-decyzji

https://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/artykuly/9442434,afera-z-dyplomami-na-collegium-humanum-wsrod-absolwentow-politycy-pis.html

https://tvn24.pl/polska/ryszard-czarnecki-wniosek-o-uchylenie-immunitetu-europosla-pis-st7792198

https://next.gazeta.pl/next/7,151003,30736838,kto-ksztalcil-sie-na-collegium-humanum-cba-weszlo-do-kuzni.html

https://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/artykuly/9442434,afera-z-dyplomami-na-collegium-humanum-wsrod-absolwentow-politycy-pis.html

https://www.rp.pl/konflikty-zbrojne/art39908441-sondaz-wiekszosc-polakow-przeciwna-minom-jak-zabezpieczyc-wschodnia-granice

czwartek, 22 lutego 2024

Hejterski Przegląd Cykliczny #108

 Zaczniemy od tematu, który pewnie dla nikogo nie będzie zaskoczeniem. Zanim przejdę do meritum, pozwolę sobie na krótki wstęp. Otóż, PiS zapowiedział, że nikt nie przejmie mandatów po Podwójnie Ułaskawionych. Dzięki temu PiS mógłby sobie spokojnie udawać „uciskanych” przed swoim betonowym elektoratem. No bo patrzcie tylko, oni naszych legalnie wybranych legalnych (powtórzenie celowe) posłów nielegalnie wywalili z Sejmu, kto to widział. Jednakowoż od początku było wiadomo, że z tymi zapowiedziami może być różnie, bo następna w kolejce po Mariuszu Kamińskim była Monika Pawłowska. Dla niezorientowanych (w telegraficznym skrócie): Pani Monika weszła w 2019 roku do Sejmu z list SLD (z ramienia Wiosny się na tych listach znalazła), w 2019 została wiceprzewodniczącą klubu parlamentarnego Lewicy. W marcu 2021 roku uznała, że lepiej jej będzie poza Lewicą (i lewicą) i przeszła do Porozumienia Jarosława Gowina. W Porozumieniu wytrzymała całe pół roku i przeszła do PiSu (najpierw do klubu parlamentarnego, a potem do partii). W wyborach w 2023 nie udało się jej uzyskać reelekcji. A potem się okazało, że dzięki Ułaskawieniu Kamińskiego i Wąsika metodą „na Dudę” może przejąć mandat po Kamińskim. To, co nastąpiło potem, nie było pewnie zaskoczeniem dla tych, którzy znali dotychczasową historię posłanki Pawłowskiej. No i tak „na chłopski rozum”, to był dla niej pewnie „no brainer”. No bo z jednej strony miała możliwość „pozostania wierną partii”, która najprawdopodobniej w najbliższym czasie nie będzie w stanie jej niczym obdarować (bo liczba stołków maleje dość szybko, a przed nami wybory samorządowe i potencjalna strata kolejnych stołków) i liczenie na to, że być może kiedyś (po ewentualnym powrocie do władzy) jej to wynagrodzą. Z drugiej zaś strony miała przed sobą perspektywę powrotu do Sejmu już teraz i siedzenie sobie tam spokojnie, aż do kolejnych wyborów. Pointą tego kawałka miało być moje zastanawianie się nad tym, jakie są jej plany na przyszłość (bo przecież jest spalona w literalnie każdym środowisku), ale potem sobie przypomniałem, że żyję w Polsce, w kraju, w którym nie da się skompromitować tak, żeby się już nie dało kariery politycznej prowadzić. Prawda jest niestety taka, że jeżeli posłanka Pawłowska będzie komuś do czegoś potrzebna, to się nagle okaże, że co prawda jest dwulicowa i nara, ale może jednak będzie chciała wystartować z list tego, czy innego komitetu.

Istnieje sobie w naszym kraju taka państwowa instytucja jak NASK (Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa), która od jakiegoś czasu miała się zajmować walką z dezinformacją w Przestrzeni publicznej. Jakiż był mój brak zdziwienia, gdy okazało się, że był to kolejny „kawałek” państwa, który był przez Zjednoczoną Prawicę wykorzystywany do walki politycznej. W telegraficznym skrócie, instytucję tę wykorzystywano do wyszukiwania wpisów (głównie na Eloneksie [niegdysiejszy Ćwiter]) problematycznych z punktu widzenia Zjednoczonej Prawicy i wyszukiwaniem „kontrnarracji”. Innymi słowy: wypowiedzi/wpisy polityków opozycji były z automatu traktowane jako dezinformacja. Ja wiem, że my się niczego innego po tych ludziach nie spodziewaliśmy, ale te działania pokazują, jak bardzo Zjednoczona Prawica nie liczyła się z porażką. Gdyby bowiem ktokolwiek tam myślał o tym, że raz zdobytą władzę jednak kiedyś trzeba będzie oddać, to postarano by się te działania antyopozycyjne jakoś zamaskować. Można to było robić na pierdylion sposobów. Np. ustalić, że NASK ma zajmować się informacyjnym zagrożeniem „z zagranicy” i taśmowo pod to zagrożenie podciągać wpisy i wypowiedzi nielubianych ludzi z opozycji. Ponieważ nikt się tam nie liczył (przynajmniej w momencie, w którym ruszano z tą inicjatywą) z utratą władzy, nikomu nie zależało na zachowaniu pozorów.

Nawiasem mówiąc, ta cała sprawa ma drugie dno. Jak to bowiem możliwe, że finansowany (i to milionami monet) podmiot, mający się zajmować walką z dezinformacją, praktycznie w ogóle nie zajmował się rosyjskim dezinfo? W teorii, NASK miał się zajmować (w uproszczeniu) osłoną informacyjną, gdy Rosja napadła na Ukrainę. W praktyce, tropieniem skarpetosceptyków zajmowali się zwykli internauci. I tak sobie w trakcie pisania niniejszego kawałka pomyślałem, że przyczyną, dla której nikt nie ruszał rosyjskiego dezinfo była świadomość „czynników decyzyjnych”, że jeżeli się ruszy ten temat, to się okaże, że całkiem spore grono polityków i działaczy partyjnych (np. Janusz Kowalski, Barbara Nowak i wielu, wielu innych) powiela rosyjskie narracje (np. antyszczepionkowy bełkot, który zaczął przeżywać renesans w momencie, w którym wjechała szczepionka na koronę). Nie można się więc było zajmować rosyjskim dezinfo, bo oznaczałoby to walkę ze swoimi, a jak wiemy, Zjednoczona Prawica „za czynienie dobra nie wsadzała”. Nawiasem mówiąc, ciekaw jestem czy istnieją jakieś sposoby pociągnięcia czynników decyzyjnych do odpowiedzialności za to, do czego wykorzystywano NASK. Pewnie niebawem się o tym przekonamy.

Ostatnio bardzo głośno zrobiło się o pewnym internaucie, który tworzył i nadal tworzy pod pseudonimem Pablo Morales. Tzn. zrobiło się o nim głośniej niż wcześniej, gdy został zdoxowany przez ówczesne media rządowe. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że został on zdoxowany przez tych samych ludzi, którzy lamentowali nad upadkiem obyczajów, gdy podobny los (nieco wcześniej) spotkał zawiadowcę jednego (bardzo wulgarnego i prymitywnego) prorządowego konta. No, ale to dygresja. O Bartoszu Kopani (bo tak się nazywa Pablo Morales) zrobiło się głośno po raz kolejny, bo udało się od Platformy Obywatelskiej (w ramach dostępu do informacji publicznej) wyciągnąć informacje o tym, że Kopania pobierał od PO wynagrodzenie za analizy politologiczne/etc. Chwilę po tym, gdy się o Kopani zrobiło głośno, wymyśliłem sobie taką roboczą teorię, w myśl której internetowa twórczość „Moralesa” nie miała nic wspólnego z usługami, które Kopania świadczył PO. Ta teoria wykiełkowała w mej głowie głównie dlatego, że była w niej zawarta potężna dawka ironii losu. Otóż, gdyby nie twórczość Moralesa, to absolutnie nikogo nie obchodziłoby to, że Kopania robił dla PO jakieś analizy/etc. (bo takich analiz partie zamawiają raczej sporo). Innymi słowy: Kopania sam sobie ściągnął na głowę uwagę mediów. Warto w tym miejscu wspomnieć o tym, że na temat ten rzuciła się momentalnie Zjednoczona Prawica, która sama ma na sumieniu zylion nierozliczonych (czytaj: zamiecionych pod dywan) afer hejterskich (przykładowo, afera hejterska w Ministerstwie Sprawiedliwości, w której „nie było winnych”, choć na zewnątrz wyciekały wrażliwe informacje), albowiem okazało się, że takie działania to są jednak „be”. No ale wróćmy do meritum. Kopania tłumaczył się tym, że nie dostawał pieniędzy za usługi w social mediach. Ponieważ jest to zgodne z moją roboczą teorią, jestem skłonny mu uwierzyć. Zabawnym jednakowoż znajduję to, że (muszę się powtórzyć) sam sobie ściągnął na głowę problemy, których mógłby bezproblemowo uniknąć. Osobną kwestią jest to, że mało kogo będzie obchodziło to, za co brał, a za co nie brał pieniędzy, bo zajmował się tymi różnymi działalnościami w tym samym czasie.

Banki nie mają ostatnio dobrej passy. Najpierw cały na uprzywilejowano wjechał do debaty mBank, który zaczął się troszczyć tym, co te biedne ludzie zrobią, jak nagle im na głowę spadnie dopust boży w postaci 4-dniowego tygodnia pracy. Potem zaś Związek Banków Polskich (żeby było śmieszniej przewodniczącym rady ZPB jest prezes mBanku [ja tu zaczynam dostrzegać pewną prawidłowość, ale może to tylko moja wyobraźnia]) podbił stawkę i wystosował do Tuska pismo, w którym stało, że z tymi wakacjami kredytowymi w 2024 to sobie nowa władza powinna dać spokój. Rzecz jasna, jak przystało na przedstawicieli chyba najbardziej uprzywilejowanych środowisk zrobili to w bardzo, ahem, subtelny sposób. Pismo swoje rozpoczęli w następujący sposób (uwaga, odstawić płyny): „W imieniu sektora bankowego jeszcze raz apelujemy o odstąpienie od dalszego procedowania projektu ustawy w zakresie dotyczącym przepisów przedłużających tzw. wakacje kredytowe. Zaproponowane rozwiązania - nawet przy założeniu wprowadzenia ograniczeń dostępowych - oceniamy jako wysoce szkodliwe dla moralności płatniczej Polaków i tak już mocno nadwyrężonej ostatnimi latami rządów poprzez uprawianie polityki masowego rozdawnictwa kosztem określonych branż gospodarki i kluczowych podatników”. W telegraficznym skrócie: niechże premier coś zrobi, bo się nam Polacy za bardzo rozbisurmanią, a wtedy nieszczęście gotowe, a poza tym, to przez osiem ostatnich lat mieliśmy jako banki bardzo pod górkę (trochę szkoda, że do pisma nie dodano smutnych emotek).  


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty
 

Swoją drogą, zjawiskowe jest to, że branża, która wydaje niemałe pieniądze na działania Public Relations i na działy Public Relations, nie potrafi się powstrzymać od tego rodzaju działań. Nie uwierzę w to, że żaden dział PR bankowy nie zwrócił się do przełożonych w tej sprawie i nie zasugerował, że to nie jest najlepszy pomysł i że to może jednak trochę wizerunkowi banku zaszkodzić. Tyle, że pewnie w tym miejscu doszło do prostej kalkulacji i „czynniki decyzyjne” (czytaj: prześladowani bankowcy) doszły do wniosku, że im się to po prostu opłaca. No bo tak po prawdzie, to kto poniósłby konsekwencje potencjalnego wycofania się z przedłużenia tzw. „wakacji kredytowych” na rok 2024? Banki? A gdzie tam. Przecież to nie one podejmują decyzję, tylko nowa władza i cała odpowiedzialność polityczna za tę decyzję spadłaby na nową koalicję. Jednakowoż, najprawdopodobniej nowa władza przeprowadziła własne kalkulacje i wyszło jej „co innego”. Już sam fakt wypłynięcia tego pisma świadczy o tym, że ktoś sobie chce na tym podreperować wizerunek. Jeżeli bowiem te wakacje zostaną przedłużone, to nowa władza będzie mogła sobie pompować balonik wizerunkowy pt. „widzicie? Naciskali na nas, a my się nie ugięliśmy!” Choć nie wiemy, jaka będzie ostateczna decyzja nowej władzy, to ja bym raczej obstawiał, że wakacje zostaną przedłużone, bo ich brak zostałby momentalnie wykorzystany przez obecną opozycję do opowiadania o tym, że jak tylko doszli do władzy, to stanęli po stronie banków. Obecnym rządzącym momentalnie przypomniano by ich wypowiedzi z czasów opozycji, kiedy to przedstawiano własne pomysły na pomoc kredytobiorcom. Moim zdaniem, ze zwykłej politycznej kalkulacji wynika to, że nie opłaca się „kasować” tego programu, ale to jest tylko i wyłącznie moje zdanie.

Jakiś czas temu przed Sejmem doszło do szarpaniny, bo Zjednoczona Prawica usiłowała wprowadzić do Sejmu dwóch typów, którzy dopiero co wyszli z więzienia. Paru polityków PiSu szarpało funkcjonariuszy Straży Marszałkowskiej.  Przyznam szczerze, że wydawało mi się (czemu nawet dałem wyraz w jednym ze swoich Głośnych Tekstów), że politycy partii Kaczyńskiego nie poniosą za to żadnych konsekwencji. Okazało się, że byłem w błędzie. 7 posłów PiSu dostało już po łapach (w wymiarze finansowym). Ponieważ PiSowcy twierdzą, że oni nie zrobili nic złego, zapewne niebawem upublicznione zostaną nagrania, na których będzie widać, jak bardzo niczego nie zrobili. W jednym z artykułów przeczytałem również wzmiankę o tym, że niewykluczone są zawiadomienia do prokuratury. Przyznam szczerze, że jestem tymi działaniami pozytywnie zaskoczony.

Na sam koniec Przeglądu zostawiłem sobie temat, który nie zostanie przeze mnie oźródłowany z przyczyn, które za moment będą oczywiste. Otóż, praktycznie zaraz po tym, jak Grzegorz Braun postanowił pobawić się gaśnicą w Sejmie i uznał, że skoro się nią już bawi, to może od razu zgasi świece Chanukowe, zaczęły się pojawiać bardzo różne narracje obronne. One sobie najpierw rezonowały po konfiarskich środowiskach, ale w miarę upływu czasu zaczęły się rozlewać tak bardzo, że pewnie już się z nimi zetknęliście. Chodzi mi konkretnie o te, w myśl których to nie jest takie oczywiste, że Braun zrobił coś złego, bo po pierwsze: co w ogóle te świece Chanukowe robiły w Sejmie, skoro w Sejmie nie ma Żydów (uroczy jegomość, który się w tym temacie produkował przed kamerą dodał, że nie ma ich „oficjalnie” [Leszek Bubel lubi to]), a po drugie, to skoro w Knesecie nie obchodzi się świąt Bożego Narodzenia „po katolicku”, to co to w ogóle za skandal z tymi świecami Chanukowymi?! Czy to jest jeszcze Polska?!?! Skrajna prawica stosuje tę metodę od lat. Pamiętam doskonale (acz nie oźródłuję tego, bo linki źródłowe już dawno zamieniły się w dead linki) Bosaka, który po tym, jak narodowcy podpalili tęczę na Zbawiksie tłumaczył, że no to w sumie nie wiadomo, czy to podpalenie to było coś złego, bo nie wiadomo do końca, czy ta tęcza tam legalnie stała. No, ale to dygresja tylko.

Innymi słowy, budowane są narracje, w myśl których tak po prawdzie, to Grzegorz Braun miał rację, bo tych świec tam w ogóle nie powinno być/etc. Najbardziej mnie przygnębia to, że tego rodzaju idiotyczne wrzutki udostępniają zwykli ludzie (czytaj: nie tylko oflagowany konfiarski szuriat). I tak sobie myślę, że tropieniem takich narracji powinien zajmować się NASK (i nie tylko). Bo one się nie biorą znikąd i ktoś (być może nawet więcej ktosiów) najwyraźniej uznał, że opłaca się mu wrzucać tego rodzaju narracje w przestrzeń publiczną. No, ale to dygresja. W tym miejscu się chciałem rozpisać w temacie tego, że mnie dziwi to, że część ludzi nie ma pojęcia o tym, że to obchodzenie Chanuki może mieć jakiś związek z historią Polski i tym, że przed wojną mieszkało w Polsce ponad trzy miliony Żydów (tak więc, ku wielkiemu przerażeniu Braunistów można powiedzieć, że mieliśmy z nimi wspólną historię), ale doszedłem do wniosku, że to bez sensu, bo trochę mi się nie chce, a po drugie tym powinny się zajmować odpowiednie instytucje państwowe.  W poprzednim zdaniu kluczowe było słowo „powinny”. Pytanie tylko, czy będzie im się chciało.


Źródła:

https://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/7,163229,30724075,aborcyjne-fikolki-moniki-pawlowskiej-dzis-jest-za-aborcja.html?

https://businessinsider.com.pl/wiadomosci/monika-pawlowska-wraca-do-sejmu-mocno-podreperuje-stan-konta/lj5639d

https://oko.press/system-sledzenia-opozycji-w-sieci

https://wyborcza.biz/biznes/7,177150,30708519,zamiast-dezinformacja-zajmowali-sie-analizowaniem-wpisow-zagrazajacych.html

https://www.wirtualnemedia.pl/artykul/pablo-morales-bartosz-kopania-twitter-zarobki-platforma-obywatelska

https://natemat.pl/287105,wyborcza-ujawnila-kim-jest-smok05-z-twittera-czy-to-legalne

https://wyborcza.biz/biznes/7,147582,30704865,nie-bedzie-wakacji-kredytowych-bankowcy-pisza-list-i-naciskaja.html

https://www.rmf24.pl/raporty/raport-chaos-zatrzymanie-kaminski-wasik/news-przepychanki-przed-sejmem-straz-marszalkowska-udostepnia-zdj,nId,7347484#crp_state=1